Czego nauczyłam się w Indiach
Pewnego razu, przed wyjazdem do Indii, wyprowadzałam swojego psa na spacer. Pomyślałam wtedy, że robimy w życiu tak mało prawdziwych rzeczy. Tak rzadko korzystamy ze wszystkich zmysłów, tak rzadko się ruszamy.
Pewnego razu, przed wyjazdem do Indii, wyprowadzałam swojego psa na spacer. Pomyślałam wtedy, że robimy w życiu tak mało prawdziwych rzeczy. Tak rzadko korzystamy ze wszystkich zmysłów, tak rzadko się ruszamy.
Budzę się o 6.30. Pieje kogut, ćwierka ptaszyna, trzeba wstawać. O 7 rozpoczynamy medytację i praktykę. Owijam się w ciepły szal i trochę nieprzytomna schodzę na dół. Po 2 godzinach czuję się wspaniale, oddech i asany przynoszą spokój.
Musicie wiedzieć, że nie jestem urodzoną podróżniczką. Nie posiadam zamiłowania do przemieszczania się w trudnych warunkach. Jednak w Indiach, gdzie postanowiłam uczyć się jogi, bardzo przydaje się dusza włóczykija.
To już jutro. Popłyną hity z satelity, najpewniej z lat 90, bo to moje ulubione. Będzie szampan i krewetki. Ubiorę się ładnie, sfotografuję pamiątkowo. Sylwestra z jedynką ani z dwójką nie zobaczę, na to jeszcze przyjdzie czas.
Święta, pyszny potrawy i pyszne słodycze. No właśnie – co zrobić, żeby większość pierników została na choince, a nie wylądowała w naszych brzuchach? Od kiedy poczułam świąteczną i zimową atmosferę, gdy brakuje mi słodyczy sięgam po pyszny piernikowy koktajl.
Wszystko boli. Na dworze ciemno, zimno. Ok, powzięłam decyzję – idę. W szatni chłodno. Wchodzę na salę. Na początku mięśnie sztywne. Ale potem jest coraz lepiej. Na jodze wpadam w rytm, oddech, wdech, wydech.
Uwielbiam sałatki. Są dobre o każdej porze dnia. Można w nich zaszaleć ze smakami. Czasem ogarnia mnie kulinarne natchnienie i w mgnieniu oka wymyślam coś nieziemsko pysznego. Tak właśnie stało się wczoraj.
Mniej więcej rok temu zdecydowałam się na praktykę jogi. Najpierw były zajęcia w klubie fitness, filmiki na youtube i samodzielne próby w domu, szukanie dobrej szkoły i znalezienie tej ukochanej, w której ćwiczę po dziś dzień.