Ashtanga Joga – rozstania i powroty

Ostatnio moje życie jest mocno wypełnione jogą. Praktykuję, prowadzę zajęcia (zapraszam do Slow Move), studiuję jogę na AWF. I jestem z tym najszczęśliwsza na świecie. Znalazłam swój sposób na życie. Ciągle odkrywam w jodze coś nowego, coś fascynującego.

Przez długi czas szukałam swojego „jedynego” stylu, chciałam się określić w praktyce. Można powiedzieć, że jestem „dzieckiem” Ashtanga Jogi. To od niej, kilka lat temu, w warszawskiej szkole Yoga Republic, zaczęła się na serio moja przygoda na macie. Wcześniej chodziłam trochę na zajęcia wg metody Iyengara, trochę ćwiczyłam  sama w domu, ale to dopiero Ashtanga sprawiła, że pokochałam jogę całym sercem. Mimo, że na moich (wtedy słabych i cienkich) rączkach, długo nie byłam w stanie wykonać ani jednego przejścia z kija do psa z głową w górę, a pies z głową w dół wydawał się najtrudniejszą pozycją świata – regularnie rozwijałam matę i wykonywałam asany i vinyasy. W międzyczasie podjęłam decyzję o wyprawie na kurs jogi do Indii.  Zaczęłam  także ćwiczyć pole dance. Tu zaczęły się schody, bo moje ciało nie było gotowe na jednoczesny trening rurkowy i praktykę dynamicznej, siłowej jogi. Postanowiłam poszukać spokojniejszej metody. Powoli mijał też mój początkowy stan bezwględnego uwielbienia dla stylu z Mysore.

15

Kurs w Indiach (w szkole Trimurti Yoga) okazał się wspaniałym doświadczeniem. Poznałam przedstawicieli bardzo różnych stylów jogi. Zrozumiałam, że joga to nie tylko asany, ale potężna wiedza i filozofia. Ćwiczyłam tradycyjną Hatha Jogę, Sivanandę, Ashtangę i wspaniałą Vinyasę Flow. To w Himalajach nauczyłam się spokojnej praktyki i koncentracji oraz tego, że joga powinna nieść ze sobą spokój i dobro. Dobro względem  siebie i innych ludzi. Poprawiłam też znacząco swoją technikę wykonywania asan i zbudowałam podwaliny do dalszej praktyki.

Vinyasa Flow była dla mnie ogromnym odkryciem. Zależnie od sesji – dynamiczna lub delikatna. Zawsze kreatywna. Łącząca ruch z oddechem. Właśnie Vinyasę prowadziłam na egzaminie i w tym stylu (z pewną domieszką tego, czego obecnie uczę się na AWF) prowadzę aktualnie zajęcia.

Po powrocie z Indii rozpoczęłam  na poważnie swoje jogowe poszukiwania. Odwiedziłam wielu nauczycieli, zaczęłam studia Relaksacja i Joga. Przyznam, że uwielbiam różnorodność. Trochę to wbrew indyjskiej tradycji posiadania jednego „guru”. Najczęściej praktykuję Vinyasę, czasem łagodną, czasem bardziej dynamiczną. Ale fascynują mnie również detale w metodzie Iyengara. Być może na co dzień byłoby to dla mnie zbyt szczegółowa praktyka, jednak raz na jakiś czas bardzo sobie cenię te sesje i zupełnie inną pracę, którą musi wykonać w ich trakcie mózg. Z olbrzymią ciekawością śledzę poczynania eksperymentatorów takich jak Radek Rychlik ( Joga Funkcjonalna) czy Wojtek Stachura z Yoga Republic, który łączy jogę z wiedzą fizjoterapeuty.

A co z Ashtangą? Długo myślałam, że skoro odkryłam Jogę Flow, to nie wrócę już raczej do sztywnej serii i jej jednostajnego, wymagającego rytmu. Miałam też (ciagle mam!) wiele wątpliwości, co do niektórych asan oraz korekt, które wykonują nauczyciele.

Jednak skusiłam się. Wzięłam matę, przybyłam do swojej ulubionej szkoły, stanęłam ramię w ramię z adeptami Ashtangi, zaśpiewałam mantrę i dałam się ponieść oddechowi, który poprowadził mnie przez wszystkie asany.  Mój umysł skupił się wyłącznie na sekwencji dobrze znanych ruchów. Odczułam niesamowitą jedność. Jedność ze wszystkimi osobami na sali oraz jedność ciała i umysłu. Ashtanga ma jednocześnie mocno fizyczny, ale i bardzo medytacyjny charakter. Na mózg działa wręcz jak lekarstwo. Niezwykły jest też tradycyjny sposób nauczania z Mysore. Każdy wykonuje asany w swoim tempie, ale pod okiem nauczyciela. Nauka sekwencji odbywa się stopniowo. Na przykład pierwszego dnia 15 minut – Powitanie Słońca A. Dopiero gdy to zostaje opanowane, dodaje się kolejne pozycje. W ten sposób można zadbać o technikę, która jest niezbędna jeśli chcemy ćwiczyć bezpiecznie. Myślę, że na Zachodzie uczniowie nie doceniają tego powolnego wprowadzania w sekwencję. Chcą po miesiącu robić pół serii. Też tak chciałam, a potem dziwnym trafem wszystko mnie bolało!  Na szczęście zmądrzałam :) Przez ostatnie lata zbudowałam sobie techniczną bazę, na której mogę oprzeć intensywne ćwiczenia. Ale i tak się nigdzie nie spieszę.

13

I znów jestem zauroczona stylem z Mysore, chociaż podchodzę do niego nieco bardziej krytycznie niż na początku. Wiem, których asan nie chcę na razie (a być może wcale?) robić. Wiem, że trzeba rozmawiać z nauczycielem o swoich ograniczeniach, zmęczeniu, kontuzjach, a przede wszystkim o bólu, jeśli takowy pojawia się w trakcie korekt. Z przyjemnością włączę znowu Pierwszą Serię lub jej fragmenty do swojej regularnej praktyki. A jednocześnie nadal będę poszukiwać w innych stylach i u różnych nauczycieli tego co najlepsze w jodze.

Foto:  Katarzyna Milewska 

Miejsce: Slow Move

9 thoughts on “Ashtanga Joga – rozstania i powroty”

  1. Kasiu, wiecej takich wpisów! Poczułam sie, jakbym sama ćwiczyła, tak sugestywnie to opisałaś.
    Zaintrygowałas mnie tez tym kursem jogi w Indiach.
    Moja instruktorka jogi skupia sie na asanach, nawet bez oddechu, i mimo ze po każdych zajęciach czuje sie jak nowonarodzona, to tego elementu trochę brakuje. Tym bardziej ze mam i ćwicząc, i na codzień tendencje do nieoddychania.

        1. The Riler! Sounds awesome, lol.Being superwoman goes both was with me, sometimes it makes me more irritable (the days I don’t get it all done) and somedays I’m elated (when I check off my lik)ntTha!ss for your comments!

  2. Za każdym razem jak na Twoim blogu trafiam na nowy wpis jestem pod niesamowitym wrażeniem oraz cieszę się z kolejnego tekstu. Podziwiam Twoje zaangażowanie oraz to, ile serca wkładasz w to, co robisz. Pokazujesz w pewien sposób jak można spełniać marzenia i że to wszystko jest możliwe, jak np. Twoja podróż na kurs do Indii. Dodatkowo w tak ciekawy sposób opowiadasz o jodze, że nawet ja, której do tego typu aktywności daleko (preferuję bardziej sztuki walki, boks, samoobronę… ;)) zawsze chętnie czytam to, co masz na ten temat do powiedzenia.
    Bardzo Ci za to dziękuję <3

    1. Agata Ucińska

      A ja bardzo dziękuję za taki wspaniały komentarz! Po prostu mam ogromne szczęście robić w życiu to co kocham, więc podaję dalej dobrą energię :)

  3. Czasem dochodzę do wniosku, że nie przypadkiem znalazłam się na Twoim blogu.

    Ja także poszukuję. Uczę się w szkole metodą Iyengara, w domu robię Vinyasa, a ostatnio coraz częściej zerkam na Ashtangę. Wciąż sprawdzam gdzie jest moje Jogowe miejsce i muszę przyznać, że dobrze mi z tym.

    Nie mam jeszcze swojego guru / nauczyciela, ale wierzę, że pewnego dnia trafimy na siebie ;)

    Pozdrawiam

Skomentuj slowemprzezswiat Cancel Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *