Często na zajęciach podchodzę do uczniów, którzy odpoczywają w pozycji dziecka. Opieram ręce na ich biodrach i kręgosłupie i delikatnie dociążam – zazwyczaj przynosi to przyjemne rozluźnienie. Zdarza się, że pada wtedy pytanie – co robię źle?
Panuje przekonanie, że w jodze bardzo łatwo jest popełnić błąd, a nauczyciel powinien chodzić niczym czujny strażnik i tropić wszystkie niedociągnięcia, krzywo ustawione ręce, koślawe stopy i leniuszkowanie. Dociskać tu i tam, żeby asana bardziej przypominała tę z podręczników.
Skąd to przeświadczenie? Ile w nim prawdy?
W jodze przyjmujemy różne pozycje ciała oraz wykonujemy płynne przejścia między nimi. Praktyka może być łagodna lub wymagająca. W różnych stylach wygląda ona nieco inaczej, a przede wszystkim mogą się różnić jej cele.
Najpopularniejszym stylem w Polsce jest joga Iyengara. Tutaj asany wykonuje się w spokojnym tempie, bardzo dokładnie i długo się w nich pozostaje. Ponieważ mocno pogłębia się zakres ruchu, precyzja jest istotna. W tej metodzie używa się wielu pomocy takich jak klocki, paski czy drabinki. Skupienie na ciele i detalach ma przygotować ciało do medytacji i ćwiczeń oddechowych, o którym w treningu asan mówi się niewiele.
Kolejnym dość popularnym stylem jest bardzo dynamiczna joga Asthanga. W tej praktyce największe znaczenie ma płynność, połączenie ruchu z oddechem, a także wewnętrzne skupienie manifestujące się skupieniem wzroku w z góry określonych miejscach. W asanach zostaje się na pięć oddechów, duże znaczenie ma stopniowe nabywanie świadomości ciała. Nauczyciele wykonują manualne korekty, ale nie ma ich przesadnie dużo.
Ja uczę Vinyasy oraz Strali, a najczęściej je łączę, nazywając swoje zajęcia jogą Flow. Vinyasa ma to do siebie, że istnieje wiele jej wariacji i najwięcej zależy od nauczyciela. Często nacisk położony jest na wygodę w pozycjach, poznawanie ciała zamiast dążenia do perfekcji narzuconej z zewnątrz. Bardzo dużą rolę odgrywa oddech, umiejętność płynnego, miękkiego poruszania się i naturalnego ruchu. W Strali ważniejsze niż jak najmocniejsze wejście w asanę jest to, żeby móc potem z niej łagodnie przejść do kolejnej, dlatego często nie wykorzystuje się maksymalnych zakresów ruchu. Każdy może też skorzystać z różnych wariantów. Dopóki uczniowie nie znajdują się w ustawieniu, które może być potencjalnie kontuzjogenne, nie poprawia się na przykład „krzywo” ustawionej ręki, bo daje się przestrzeń na eksplorację.
A przecież jest jeszcze hatha joga, sivananda, yin, aerial, zoga, joga spiralna, vinyasa krama…
W każdej praktyce asany, rola nauczyciela oraz korekty manualne/słowne mogą być trochę inne. O ile da się zgodzić, że wszyscy jogini dążą do uspokojenia umysłu oraz doskonalenia cnót charakteru, to ich pomysły na oddziaływanie poprzez ciało potrafią się różnić. I bardzo dobrze, ponieważ ludzie także się od siebie różnią i potrzebują odmiennych metod. Mamy zatem style na wskroś tradycyjne, ale i nowoczesne, inspirujące się innymi rodzajami ruchu. Są odmiany dynamiczne, w których pot się leje strumieniami, ale są też statyczne, gdzie trzeba ustać na jednej nodze przez pięć minut. Czasem się liczy dokładność, a czasem flow. Jedni nauczyciele dotykają uczniów, inni używają tylko mowy. Jedni są surowi, inni żartują. Można praktykować w ciszy, można przy muzyce. Dopóki wszystko to służy pracy z oddechem, uważności, lepszej samoświadomości i pokojowemu nastawieniu do siebie i innych – mamy do czynienia z jogą.
Jak to jest zatem z tym poprawnym wykonywaniem asan? Sami widzicie, że wszystko zależy od paradygmatu i celu praktyki.
Jeżeli będziemy chcieli dążyć do coraz mocniejszych zakresów i bliskiego „ideału” ustawienia oraz długo, a także bez ruchu pozostawać w pozycjach, bo na przykład czujemy, że daje nam to spokój i uczy dyscypliny – faktycznie, warto przyjrzeć się szczegółom i ćwiczyć pod okiem nauczyciela.
Być może jednak wolimy medytację w ruchu, płynność, uczenie się swojego ciała, szukanie wygody i czułą praktykę przynoszącą rozluźnienie? Wtedy nie wchodzimy tak mocno w pozycje i pozostajemy „mobilni”. To też praktyka łatwiejsza do przyswojenia w domu, bo szczegóły mają mniejsze znaczenie.
W Wojowniku II można skontrolować kluczowe elementy, które powodują, że pozycja jest bezpieczna – ustawienie kolana i miednicy. Odetchnąć. Unieść i opuścić ramiona. Pokołysać się. Przejść miękko do trójkąta.
Można też poprawiać ustawienie ramion, dłoni, dążyć do obniżenia uda idealnie równolegle do podłogi, mocno otwierać biodra, próbować dociskać zewnętrzną krawędź stopy z tyłu. I trwać.
Obie opcje są okej. Po prostu realizują inne cele.
Kolejną sprawą jest perfekcjonizm. Mam do niego tendencje, dlatego zetknięcie ze Stralą, w której najbardziej liczy się miękkość i płynność, a pozycje często wykonuje się ze zgiętymi nogami, żeby łatwiej było przejść do kolejnych – na początku było naprawdę trudne! Jednocześnie im więcej sobie serwowałam tej praktyki, czułam, że coraz lepiej mi z samą sobą, taką jaką jestem. Że moje ciało, moje asany, są wystarczająco dobre. Obserwując czy nie pojawia się dyskomfort, poruszam się tak, żeby nic nie bolało, szukam swobody i oddechu. Taka praktyka uwalnia od napięć, które lubi kumulować w moim ciele.
Co zatem czyni jogę bezpieczną i efektywną? Moim zdaniem najważniejsze są słuchanie swojego ciała, unikanie bólu i uważność. Najpiękniej wykonana pozycja, która blokuje oddech i wywołuje gęsią skórką, nie będzie dobra, ani dla ciała, ani dla ducha. Nauczyciele są różni, nie wszyscy mają rację – samoobserwacja pozwala na uchronienie się przed wygórowanymi wymaganiami niektórych. Chroni nas też przed porywem własnej ambicji, która bywa autorką wielu kontuzji.
Przydaje się też cierpliwość. Na początku będziemy popełniać błędy, a droga do niektórych asan jest wyboista. Być może niektóre pozycje będą zawsze poza naszym zasięgiem? I to jest okej. Joga to nie wymagająca dyscyplina sportu, w której trzeba osiągnąć jak najwięcej. To najlepsza przyjaciółka na lepsze i gorsze dni. Z całym wachlarzem propozycji wspólnego spędzania czasu – od pozycji dziecka po stanie na rękach, od otarcia łez i ukojenia, po energetyczne spotkanie pełne radości.
Ważne, żeby nasz nauczyciel znał anatomię, a przede wszystkim wiedział jak bardzo różnią się ludzie od siebie, jak emocje wpływają na ciało. Są pewne podstawowe zasady w wykonywaniu asan, ale istnieje też wiele wariantów w zależności od celu i sytuacji. Praktykującemu podstawowa wiedza anatomiczna też nie zaszkodzi. Myślę, że dla osób mocno zainteresowanych wszelkie warsztaty, gdzie głębiej się wchodzi w anatomię, w budowę sekwencji, w nowe podejścia do ruchu – będą szalenie interesujące.
W świecie aktywności fizycznej odchodzi się od myślenia o ruchu opierającego się na liniach i kątach prostych. To jest dobre, kiedy podnosimy ciężary. Ale naturalny, fizjologiczny sposób poruszania to też rotacje, spirale, skłony, zgięcia.
Istnieją dwa mity, o których jeszcze warto wspomnieć.
Mit pierwszy: należy zaczynać od jogi statycznej, nauczyć się szczegółów, a potem przejść do jogi dynamicznej. Oczywiście można tak zrobić, jednak nie ma takiej konieczności. Jak wspomniałam wcześniej – każdy rodzaj jogi ma trochę inną metodykę, więc przenoszenie nawyków z dajmy na to, jogi Iyengara na Vinyasę, nie musi być korzystne. Jeżeli chcemy praktykować w sposób dynamiczny, to można po prostu zacząć od łagodnych zajęć lub zajęć dla początkujących.
Mit drugi: fizyczne korekty są konieczne, żeby uczeń nauczył się prawidłowego ruchu. Są pomocne, ale bez nich też spokojnie da się obyć. Istnieje cała metoda poprawy świadomości ciała – metoda Feldenkraisa, oparta wyłącznie na wskazówkach słownych. Osobiście jestem przeciwniczką mocnych interwencji i dociskania – to jest zawsze igranie z ogniem. Sama borykam się od ponad 2 lat z kontuzją, która powstała w wyniku nieostrożności nauczyciela. Istnieje dużo wspaniałych asyst opartych na dotyku, ale jeżeli zarówno uczeń jak i nauczyciel nie czują się dobrze z takim sposobem przekazywania wiedzy – słowa też mają wielką moc!
Chciałabym po prostu powiedzieć – nie bójcie się jogi, nie spinajcie się, nie karmcie perfekcjonizmu. Jeżeli nie macie przeciwskazań zdrowotnych, jeżeli będziecie słuchać swojego ciała i ćwiczyć z łagodnością, a trudniejsze pozycje, takie jak stanie na głowie, pozostawicie na praktykę pod okiem nauczyciela – wszystko będzie dobrze. Czasem warto odpuścić i popłynąć z oddechem. :)
Na koniec pragnę Was zaprosić na warsztaty, na które jest jeszcze kilka miejsc. 7-13.02 w Ojrzanowie będziemy zgłębiać tajniki Vinyasy, jogi Yin, a przede wszystkim anatomii w ujęciu funkcjonalnym. Razem ze mną poprowadzą je Karolina Sharma – założycielka międzynarodowej szkoły Trimurti Yoga oraz fizjoterapeutka Zuza Lewandowska. Wpadajcie! :) Szczegóły znajdziecie w zakładce zajęcia i warsztaty.
Zdjęcia: Agnieszka Wanat