Wczoraj, czytając artykuł „Wyluzuj, dziewczyno!” w nowym Glamour, dowiedziałam się o istnieniu nowego trendu. Nazywa się on low control. O co chodzi? Część gwiazd ma dosyć dążenia do bycia idealnymi przez 24 godziny na dobę. Na zakupy nie malują się, na spacer z psem zakładają luźny t-shirt. Kij wam w oko paparazzi, fotografujcie do woli, bo my już się nie boimy zburzenia wizerunku. Same go zburzyłyśmy zakładając ten oto trampek. Ok, podoba mi się. Znam osoby, które nie opuszczą mieszkania bez makijażu i ułożonych na szczotkę włosów. Drogie panie, od tego się nie umiera. Czytam więc dalej, a tu takie zdanie: „Psychologowie zgodnie mówią, że im bardziej sobie odpuszczasz, tym bardziej zyskuje twoja pewność siebie.” Hm, jak to? Czy przypadkiem ci sami psychologowie nie twierdzą, że pewność siebie wzrasta gdy realizujemy to, co sobie założyliśmy i właśnie nie odpuszczamy? Trzeba nauczyć się realistycznie planować, a nie planować wszystko na 150%, po czym odpuszczać.
„Inga, jedna z moich koleżanek, pali papierosy, nie pije czarodziejskich herbatek, a jak ma ochotę na fast food, idzie na hamburgera do McDonalda. – Żyję bardzo niezdrowo, więc zapewne umrę wcześniej niż moje koleżanki, które piją yerba mate i wzmacniają mięśnie kręgosłupa na pilatesie. Ale może umrę szczęśliwsza od nich? – żartuje: A może wręcz przeciwnie? Będę żyła dłużej, bo podobno szczęśliwi żyją dłużej.”
Zgoda. Szczęście, relaks, optymizm -wszystko bardzo ważne. Po co jednak stawiać to w kontrze do zdrowego trybu życia?( Przy czym obsesyjne odchudzanie się i stawianie sobie kolejnych ograniczeń na pewno nie należy do dbania o zdrowie.) Wartościowe jedzenie daje potężnego kopa energii. Po dobrym posiłku nie ma ospałości i ociężałości. Pilates czy joga wspaniale relaksują. Natomiast krótsze życie w wyniku ignorowania prozdrowotnych zaleceń jest najbardziej optymistycznym wariantem. Zazwyczaj się choruje. Długo i nieprzyjemnie. Wychodzę z założenia, że żeby móc się długo cieszyć życiem i sprawnością to warto jeść tę sałatę i wzmacniać mięśnie. Tym bardziej, że zdrowa kuchnia może być smaczna, a po ćwiczeniach zawsze ma się dobry humor. Według mnie zdrowy tryb życia równa się radosny tryb życia. Bo wzmacniamy organizm, a on odwdzięcza się siłą i witalnością. Energy drinki mogą się schować.
Oczywiście perfekcjonizm jest beznadziejny. Nie musisz mieć zawsze pomalowanych paznokci. Jeżeli wypijesz colę – nie wpadaj w panikę, tylko ciesz się każdym łykiem. Ok, zdarzyło się – weekend w piżamie wygrał z wycieczką rowerową. Super, tak wygląda życie. Nie daj sobie tylko wmówić, że dbanie o zdrowie to same wyrzeczenia i nieszczęścia. Nie oddałabym swojego obecnego samopoczucia za wszystkie czekolady tego świata.
Wiem, że to tylko glamourowy artykuł, a raczej jego fragment, ale mam przeczucie, że spora część osób nie podejmuje się rozpoczęcia zdrowszej diety czy ćwiczeń, bo wydaje im się, że pozbawią się wielu przyjemności. Wiecie kultura jedzenia, kultura picia. Hej, ja też kocham jedzenie. Zdrowe potrawy też są przepyszne. Poza tym nie podpisujecie cyrografu – na pewno jeszcze kiedyś zjecie to tłuste spaghetti z białej mąki:) Palisz, bo lubisz? Piękna wymówka, a nie żadne low control!
Bardzo fajny temat poruszyłaś, faktycznie też spotkałam się z takimi opiniami, że np. ktoś jest za młody aby sobie odmawiać przyjemności jedzenia niezdrowych rzeczy itp.
A ja zgadzam się z każdym Twoim słowem :)
A mnie denerwuje usprawiedliwianie używek itp zwrotem „no w końcu na coś trzeba umrzeć” wypowiadanym przez moich rowiesników.
Ja rozumiem i jedną i drugą stronę. No bo sama na diecie czuję się źle bo nagle nie mogę jeść tych wszystkich pysznych rzeczy. Sama jestem pod wieloma względami hedonistką i czasami nie wiem dlaczego muszę odmawiać sobie tylu rzeczy które lubię żeby być zdrową. Moje jedzenie musi być po prostu pyszne, jeżeli czegoś nie lubię to tego nie zjem co nie znaczy, że nie staram się jeść zdrowo, po prostu wybieram zdrowe jedzenie, które mi smakuje. Ciągłe zmuszanie się do jedzenia masy rzeczy tylko dlatego, że są zdrowe jest bez sensu. Sama czuję się psychicznie gorzej po zjedzeniu tych zdrowych niesmacznych dań niż po zjedzeniu pizzy. Serio, pizza jest przynajmniej smaczna a takie niesmaczne jedzenie wcale nie motywuje mnie do dalszego zdrowego odżywiania.
Sama swoich złych nawyków nie propaguję, jeżeli robię coś źle to moja sprawa i ja będę w konsekwencji moich działań cierpień ale nachalne propagowanie jedynego słusznego stylu życia uważam za uszczęśliwianie kogoś na siłę. Na przykład ciągle panuje moda na bieganie a ja nie znoszę biegać i nie widzę powodu dla którego miałabym zacząć. Nie mam potrzeby przebiegnięcia półmaratonu czy przejechania na rowerze całej Polski co nie znaczy, że nie ćwiczę. To, że koleżanka ciągle je jarmuż i ćwiczy pilates nie znaczy, że ja z moją marchewką i zumbą jestem gorsza.
Ja się z tym zgadzam:) Jedzenie zdrowo i niesmacznie jest bez sensu. Jeżeli ktoś woli zumbę niż pilates, niech chodzi na zumbę. Próby utrzymania jakiejś idealnej diety też nie mają sensu, chyba że ktoś tak lubi. W tym artykule nie spodobało mi się założenie, że jeżeli joga, pilates i zielona herbata to na pewno wiąże się to z ograniczeniami. A przecież można tak żyć i być szczęśliwym :) Ja nie muszę palić i jeść hamburgerów, żeby „korzystać z życia”. A mam porównanie, bo kiedyś to robiłam ;)
„Inga, jedna z moich koleżanek, pali papierosy, nie pije czarodziejskich herbatek, a jak ma ochotę na fast food, idzie na hamburgera do McDonalda”
i to jest jej esencja szczęścia? współczuję. artykułu nie czytałam, ale wydaje się, że autorka myli pojęcia. low control nie oznacza robienia całe życie co nam się tylko zamarzy (najlepiej szkodliwego :P) tylko umiejętność odpuszczenia sobie w świecie, w którym wszyscy wymagają od nas bycia idealnymi (dziećmi, dziewczynami, żonami, mężczyznami, uczniami, pracownikami itp.)
poza tym skąd pomysł że koleżanki pijące yerbe i chodzące na pilates cierpią z tego powodu i zmuszają się do tego. tzn. pewnie sa i takie osoby, co tez jest smutne, ale myślę, że każdy jest w stanie znaleźć coś, co nie szkodzi, a sprawia jednocześnie przyjemność :)
Dokładnie tak, „co ma piernik do wiatraka” czyli tutaj dbanie o zdrowie do bycie nie-idealną. Na pewno są ludzie, którzy robią coś, bo jest modne. Bądźmy jednak szczerzy, kto wytrwa na pilatesie czy jodze z powodu mody? :D
a to akurat jestem w stanie sobie wyobrazić – są ludzie, którzy mają obsesje bycia idealnym w każdej dziedzinie, więc np. ćwiczą coś co im nie sprawia przyjemności, ale np. jest uznawane za modne albo „najlepsze wśród sportów”,czytają książki bo wypada się interesować kulturą, a nudzi ich to przeokropnie itp. i są właśnie w stanie w tym wytrwać bo uważają że takie umartwianie się kształtuje charakter ;)
Umm, are you really just giving this info out for nogthni?
Hahahaha. I’m not too bright today. Great post!
Now I feel stupid. That’s cleared it up for me
To wszystko zależy od nastawienia, jeśli przyjmie się, że ja taki nieszczęśliwy, bo muszę jeść tylko zieleninę i jeszcze strasznie się męczyć ćwicząc, bo przecież muszę dorównać wyglądem innym, to nie ma szans być szczęśliwym. Ale kiedy ma się świadomość, że robi się to dla siebie, dla swojego lepszego życia, lepszego samopoczucia i po prostu polubi się to, bez zbędnego umartwiania to nie ma szans żeby nie być szczęśliwym. Wiesz, że robisz coś dla siebie, Twoje ciało odwdzięcza się za to i jak tu być smutnym?
Ale jak ze wszystkim, jeśli robi się coś tylko po to żeby dorównać innym, żeby podążać za „modą” na zdrowie to nigdy szczęśliwym się nie będzie.
poruszyłaś ciekawy temat ;-) wciąż nie rozumiem czemu ludzie próbują sobie wmówić, że zdrowy tryb życia to jakieś wyrzeczenia. wprost przeciwnie ; człowiek który dba o siebie ma więcej energii i lepiej znosi „zachcianki” z marginesu luzu jaki sobie daje (u mnie 10%) ;-))
Też mam porównanie, to wiem :-) Nic tak nie poprawiło jakości mojego życia jak aktywność fizyczna, rzucenie fajek i zdrowsza dieta. Fast food i fajki jako czerpanie z życia garściami? Smutne.
Czasem zjem tłustego falafela czy burgera z Krowarzywa, albo kawałek wegańskiego tortu, owszem. Bez czegoś niezdrowego raz na jakiś czas chyba byłabym nieszczęśliwa, bo bardzo lubię jeść xD. Na całe szczęście zdrowe jedzonko i sport satysfakcjonują mnie na równi, a też nie robię sobie wyrzutów, jak raz na 2 tygodnie zjem coś tłustego i słodkiego :)
Ale za to jak dobrze smakują takie grzechy raz na jakiś czas :D
PS, wspomniałam o tobie jako o mojej inspiracji z poście w którym pokrótce opisuję swój kwietniowy eksperyment na sobie. Chcę na ten miesiąc zupełnie odstawić jakiekolwiek wysoko przetworzone jedzenie. Żadnych falafeli, wegańskich tortów czy kawy. I czuję się z tego powodu bardzo szczęśliwa :)
http://szpinakowawrozka.blogspot.com/2014/03/tarta-z-farszem-jajeczno-warzywnym.html
Dziękuję :)) Trzymam kciuki!