Jeżeli macie wszystkiego dosyć, wkurza was miasto, praca i rodzina, a zima pozostawiła wasze ciało w zgliszczach – mam jedną radę. Jedźcie na jakiś jogowy wyjazd.

Ja pod koniec lutego uciekłam praktykować z Ewą Dąbrowską z Yoga Republic . Chciałam się zrelaksować, oddychać świeżym powietrzem i ćwiczyć jogę. Uważam, że to bardzo ważne w życiu instruktora – mieć własną regularną praktykę i swoich nauczycieli.
Jogowa uczta odbyła się w magicznej Oczyszczalni pod Warszawą. W programie weekendu były sesje Vinyasy i Ashtangi, nauka oddechu, świadomości ciała i medytacji, a także elementy acro jogi. Do tego film, rozmowy z ciekawymi ludźmi i wymiana dobrej energii. Zestaw idealny.

Na miejsce przyjechali zarówno początkujący, jak i zaawansowani jogini. Myślę, że dla osób rozpoczynających praktykę taka ilość zajęć była nie lada wyzwaniem, ale Ewa zadbała o to, żeby każdy poczuł się dobrze.
Pierwszego dnia zaczęliśmy od mojej ukochanej Vinyasy. Bardzo podobał mi się warsztat dotyczący oddechu i świadomości ciała, podczas którego wykonywaliśmy ćwiczenia zaczerpnięte z metody Feldenkraisa. Im dłużej zajmuję się pracą z ciałem tym bardziej doceniam zadania, które w subtelny sposób poprawiają jego czucie. Fascynuje mnie również, jak za pomocą oddechu możemy wpływać na nastrój. Oczywiście całą sztuką jest nauczyć się oddychać prawidłowo i właściwie sterować tą umiejętnością na przykład na wypadek stresu.
Sobotni poranek rozpoczął się praktyką w stylu Mysore. To klasyczny sposób nauczania Ashtangi, w którym każdy wykonuje swój fragment praktyki we własnym tempie. Nauczyciel bacznie obserwuje uczniów, daje indywidualne korekty i pokazuje nowe pozycje. Bardzo sobie cenię te lekcje, ponieważ to jedyna możliwość, żeby ćwiczyć w rytmie swojego własnego oddechu pod okiem instruktora.

Po śniadaniu mieliśmy okazję zmierzyć się z pranayamą i medytacją. Bardzo podobało mi się w jaki sposób Ewa zorganizowała zajęcia. Po wspólnej pranayamie dostaliśmy kartki z różnymi technikami medytacji (np. obserwacja płomienia świeczki, liczenie, skanowanie ciała), które mogliśmy samodzielnie zastosować. Jeżeli ktoś miał własną praktykę, oczywiście mógł ją odbyć. Ja potrzebowałam głębokiej relaksacji, więc postanowiłam się położyć. I jestem z siebie bardzo dumna, ponieważ pierwszy raz w życiu udało mi się nie zasnąć. Do tej pory wszelkie jogi nidry czy dłuższe chwile skupienia w pozycji leżącej z indyjskimi mistrzami kończyły się u mnie zapadnięciem w głęboki sen.


Tego dnia czekała nas jeszcze Vinyasa i pokaz filmu. Niedziela rozpoczęła się pierwszą serią prowadzoną Ashtangi. Byłam już nieco zmęczona, poprzednie dni praktyki dało się odczuć w ciele. O dziwo, ćwiczyło mi się bardzo dobrze, przebrnęłam przez wszystkie szalone pozycje i mogłam odpocząć w zasłużonym relaksie. Po śniadaniu odbyła się kolejna sesja oddechu i medytacji, tym razem niestety poniosłam klęskę i bezczelnie zasnęłam. Tak się kończą pogaduszki do późna w nocy! Sesję acro odpuściłam, potrzebowałam chwili dla siebie.


Taki wyjazd to wspaniała okazja, żeby poznać nowych ludzi oraz spędzić czas z tymi, których już znamy. Ja wylądowałam w pokoju z przesympatyczną Iuliią, z którą prowadziłyśmy niekończące się rozmowy na tematy wszelkie. Pomiędzy zajęciami były okazje, żeby wypić kawkę na świeżym powietrzu albo… zrobić kruka na głazie. Co kto woli.
Wyjazd z jogą to nie obóz sportowy. Ciało i umysł mają prawo być zmęczone intensywną pracą. Warto obserwować siebie. Nie trzeba na siłę uczestniczyć we wszystkich zajęciach. Czasem lepiej wybrać drzemkę. Umiejętne dozowanie wyzwań w stosunku do własnych możliwości wydaje mi się kluczem do pełnego relaksu. A przecież chcemy wracać z większym zasobem energii!
Bardzo się cieszę, że znalazłam moment w życiu na ten wyjazd. Super, że mogłam praktykować pod okiem Ewy, która naprawdę wie co robi ucząc Ashtangi. Ufam jej doświadczeniu i korektom. Poza tym uwielbiam jej pomysłowe sekwencje w trakcie Vinyasy.
Do dzisiaj na wspomnienie weekendu w Oczyszczalni mam ochotę przybrać wyraz twarzy jak na poniższym zdjęciu.
Jogo, jak dobrze, że istniejesz! :)

Marzy mi się taki wyjazd :) może latem się uda.
Świetna sprawa taki wyjazd. Koniecznie muszę kiedyś spróbować:)