Jak wiecie, dosyć długo, mniej lub bardziej restrykcyjnie, odżywiałam się w sposób roślinny. Ta dieta wspaniale wpłynęła na moje życie. Poznałam nowe smaki, nowe przepisy. Zaczęłam jeść mnóstwo warzyw i owoców. Przestałam chorować i nauczyłam się uważnie obserwować swój organizm. Przeczytałam sporo artykułów i książek o odżywianiu. Poznałam wspaniałych ludzi, którzy od lat byli wegetarianami lub weganami. Zainspirowałam kilka osób do zmiany nawyków żywieniowych.
Uważałam, że to dieta idealna, najlepsza dla każdego, bez względu na wiek, sytuację życiową czy stan zdrowia. Wydawało mi się, że wykluczenie mięsa i nabiału to remedium na wszystkie choroby. Częściowo miałam rację. To najlepsze lekarstwo na przykład na choroby serca (oczywiście pod okiem dietetyka, który się na tym zna). A także świetna profilaktyka dla zdrowych osób. Nie wzięłam pod uwagę wyjątków.
Od dziecka nie tolerowałam kilku produktów. Nie jadłam na przykład soi (wyjątek to wyizolowane białko sojowe) i owsa. Bez mleka sojowego, tofu i płatków owsianych naprawdę da się żyć! Nawet nie jedząc mięsa. Schody się zaczęły kilka miesięcy temu, kiedy mój organizm zaczął świrować. Spadła mi odporność, musiałam skreślić z menu wiele produktów takich jak pszenica i większość roślin strączkowych, a więc moje podstawowe źródło białka. W międzyczasie szukałam informacji o nietolerancjach. Wykluczyłam badaniami celiakię. Dowiedziałam się, że szereg chorób autoimmunologicznych wiąże się z nietolerancją glutenu, białek pszenicy lub innych zbóż. W tych przypadkach nie pomaga niestety dieta wegańska.
Musiałam wszystko przemyśleć i zastanowić się co dalej. Postanowiłam, dopóki sprawa się nie wyjaśni, włączyć do jadłospisu nieco mięsa i nabiału. Oczywiście nie oznacza to, że nagle zostałam zagorzałym mięsożercą. Po prostu wiem, że w tej chwili, żeby dostarczyć wszystkie składniki odżywcze, muszę raz na jakiś czas sięgnąć po rybę czy jogurt. Nadal będę przyrządzać mnóstwo roślinnych dań i odwiedzać wegańskie knajpy, ale nie mogę mieć zbyt wielu restrykcji. I tak pewnie nie uda mi się unikać wszystkiego, czego nie mogę jeść, ale taki na pewno jest cel i priorytet. Moja dieta z roślinnej staje się dietą alergika. Będę kombinować jak jeść smacznie bez pszenicy, jajek, orzeszków ziemnych itp.
Odebrałam niezłą nauczkę. Dziś już wiem, że nie ma idealnego rozwiązania dla każdego. Mam też trochę dosyć ludzi, którzy oceniają się i obrzucają błotem ze względu na zawartość talerza. Nie rozumiem mięsożerców hejtujących wegan, nie rozumiem agresywnych roślinożerców.
Aha – nie zniechęcam nikogo do wegańskiego sposobu odżywiania. To super sprawa – dobrze wpływa na zdrowie, na sytuację zwierząt i na środowisko. Nadal uważam, że ograniczenie spożywania mięsa i nabiału, to jedna z lepszych decyzji jakie można podjąć w życiu. Ja teraz będę właśnie ograniczać, a nie wykluczać. Zupa z soczewicy nadal będzie grana! Mam nadzieję, że finalnie uda mi się jakoś z tym wszystkim dojść do ładu i znaleźć optymalną dietę.
Szkoda mi czytać, że Twój organizm zaczął wariować. Pewnie musi to być frustrujące. Dla mnie z pewnością by było, bo chyba nie potrafiłabym już wrócić do mięsa czy nabiału. Nie mam zamiaru się oburzać czy hejtować, bo ograniczanie takich produktów z punktu widzenia ekologicznego i etycznego też nie jest bez znaczenia. Myślę, że pogodzenie nietolerancji pokarmowych i wegańskiej diety byłoby wykonalne, ale nie każdy musi mieć na to dość siły w konkretnym momencie swojego życia. Trzymam kciuki, żeby wszystko się ułożyło i ustabilizowało. :)
Dziękuję! Mam nadzieję, że jakoś uda mi się to wszystko w przyszłości pogodzić. Na pewno łatwiej jest w lecie i na jesieni, kiedy więcej świeżych warzyw i zieleniny. Niestety z tego co wiem, nawet pro roślinny dietetycy zalecają trochę mięsa jeśli trzeba wykluczyć część zbóż i strączki. Ale zobaczymy, nie martwię się na zapas. Na pewno wybiorę się do specjalisty. Zobaczę też jak mi się funkcjonuje na większej ilości surowizny,
Ma non è che il giudice è una toga azzurra? Oppure verde come la lega? Oppure è proprio un problema di una parte del genere maschile che alimenta queste coeindirazsoni? Povera quattordicenne e tutte quelle che verranno dopo di lei. Comincio giàad avere paura. Mi toccheràstare attenta alla gente con cui parlo stasera, chissàche non mi accusino di cercarmi i problemi..
Didn’t know the forum rules allowed such brnlilait posts.
kiedyś wyeliminowałam mięso na kilka miesięcy i bardzo mi to nie służyło, bo soi ze względu na niedoczynność tarczycy jeść nie powinnam. Także powrót do mięsa był u mnie bardzo korzystnie przez organizm widziany :) nic na siłę, tak już mamy i tyle. Aha, mięso wyeliminowałam tylko i wyłącznie ze względów etycznych, nie ma u mnie mowy o jakichś złych reakcjach czy samopoczuciu.
Ano właśnie, każdemu służy coś innego,
Do weganizmu miałam już kilka podejść. Każde z nich uważałam za przemyślane i rozsądne popartą tomami literatury. Na początku ZAWSZE czułam się świetnie, ale później zaczynały się bóle brzucha, wzdęcia, kolki, czułam się osłabiona i zniechęcona do wszystkiego. Do tej pory nie wiem dlaczego tak się dzieje. Znajduje się w więc w mojej diecie mięso, ryby i jaja. Nabiał mam ograniczony do minimum. Unikam chemii i przetworzonego jedzenia. Jest teraz znacznie lepiej. Dlatego wydaje mi się, że każdy ma swoją własną dietę – taką, po której czuje się dobrze. Bo o to przecież chodzi ;)
Pozdrawiam
Ciekawe.. Kiedyś bym Ci napisała, że na pewno miałaś źle ułożoną dietę;) Dziś już wiem, że to wszystko nie jest takie proste. Ja też nabiału minimum. Bardziej chodzi mi o to, żeby pozbyć się żywieniowej etykietki i nie dokładać sobie psychicznego ciśnienia.
Przykro mi to pisać ale miałam podobnie jak Małgorzata. Wege jestem ponad 2,5 roku, do weganizmu miałam jakieś 7 podejść. Nie wyobrażam sobie powrotu do mięsa, nacodzień odżywiam się wegańsko (bywa, że w 50-80% raw), staram się ograniczać do minimum większość zbóż i soję( nie robiłam badań ale czuję się po nich ciężka i ble). Staram się nie czuć wredną i podłą hipokrytką kiedy zjem coś z nabiałem czy jajkiem. Na pewno będę dążyła do całkowitego weganizmu na wszystkich możliwych frontach ;) ale nie zamierzam po drodze się rozchorować lub/i kompletnie zwariować. Poza tym jest tyle sposobów na pomoc ludziom, zwierzętom i środowisku :) nie tylko dieta! Choć jest oczywiście cholernie ważna.
też miałam problemy gdy próbowałam przejść na weganizm – bóle brzucha, wzdęcia, problemy z wypróżnianiem, choć właściwie nic wielkiego nie zmieniło się w mojej diecie poza wyeliminowaniem nabiału, którego i tak jadłam mało. doszłam do wniosku, że najwyraźniej lepiej mi się trawi gdy spożywam kefiry, jogurty i że to chodzi o bakterie – próbowałam je zastąpić kiszonkami i probiotykami, jogurtami sojowymi, ale bez efektu. co ciekawe, jogurty i kefiry polubiłam dopiero gdy przeszłam na wegetarianizm, gdy jeszcze jadłam mięso i ryby to w ogóle nie byłam w stanie przełknąć naturalnego jogurtu, ani tym bardziej jakiegoś kefiru, maślanki, zsiadłego mleka. podchodzę sceptycznie do stwierdzeń że organizm sam się domaga, tego, czego potrzebuje, ale tu to się jakoś podejrzanie zbiega z rzeczywistością ;)
wzdęcia mogą też powodować nieprawidłowe łączenie pokarmów (np. owoce po obiedzie).
Trzeba by przedefiniować termin „weganizm” / „wegetarianizm”. Jest to dieta naturalna dla człowieka, ale taka np. współczesna pszenica z kolosalną ilością glutenu – już naturalna nie jest. To produkt będący efektem intensywnych manipulacji ludzi. Trzeba takie produkty omijać.
Podejrzewam, że naturalną dietą dla człowieka jest coś podobnego do diety szympansa. Myślę, że bardzo trudny jadłospis do osiągnięcia na co dzień. Choć na pewno warto bazować na owocach, warzywach, zieleninie i pestkach.
czyli frutarianizm? łatwiej niż myślisz :)
Próbowałam, okres wielkiej fascynacji witarką 100% mam dawno za sobą ;)
Jak dla mnie tylko i wyłącznie dieta oparta na roślinach, ew. z dodatkiem ryb. Zresztą zrobiłam sobie test na nietolerancję pokarmową w Revitum i okazało się, że powinnam wykluczyć ze swojej diety kazeinę oraz wołowinę, a że wieprzowina mi nie smakuje, niewiele do wyboru zostało. Od tego momentu czuję się lekko i bardzo dobrze.
Weszłam właśnie na blog Revitum i znalazłam ciekawy wpis dotyczący m.in. nietolerancji na kazeinę http://revitum.blog.pl/2015/03/02/pij-mleko-bedziesz-chory/
Od jakiegoś czasu mam sporo różnych objawów, których nie daje się połączyć z konkretnym schorzeniem. Chyba będę musiała skorzystać z ich testu na nietolerancję pokarmową.
Każda nietolerancja może wyrządzić ogromną szkodę i spustoszenie w organizmie. Również zrobiłam testy w REVITUM (mam najbliższej w Warszawie). Teraz już wszystko jest o.k. ale muszę wyeliminować jajka i nabiał (uczulenie na kazeinę).
Unelaarlelpd accuracy, unequivocal clarity, and undeniable importance!
Ciekawy tekst i dojrzałe przemyślenia – tym bardziej, że pewnie rezygnacja z diety wegetariańskiej nie była dla Ciebie łatwą decyzją. Ja też uważam, że w dyskusjach o diecie za dużo jest radykalizmu i agresji – przecież każdemu z nas służy coś innego, mamy inne potrzeby, bez sensu zaglądać innym na talerz! Pisałam o tym u siebie, więc nie będę się powtarzać, tylko – jeżeli pozwolisz – podrzucę link: http://healthandthecity.pl/zdrowa-dieta-co-wybrac/
Czasem dla zdrowia trzeba rozszerzyć dietę o produkty niewegańskie – i nie ma w tym nic złego! W końcu zdrowie jest najważniejsze :)
Ja pogodziłam dietę wegańską z bezglutenową. Mam Hashimoto, alergię na gluten i zespół jelita drażliwego ( strączki w maleńkiej ilości ). Da się, naprawdę.
Jestem w podobnej sytuacji, możesz napisać coś więcej ?
Tak to już jest, że chyba lubimy się czuć lepsi (od innych, od siebie?) z daną wiedzą i praktyką żywieniową, ta agresja to chyba jakieś podkreślanie tożsamości? U mnie, jak sądzę, zwykle wynikało to z niepewności siebie, próby podbudowania swojego ego… ale widzę, że wiele osób to robi :) I chyba, tak jak mówisz, lekarstwem jest doświadczenie.
Kiedyś rzucałam się na zmiany zachłannie, ale to nawet dość logiczne, że każda restrykcja w diecie jest nie tylko stresem dla organizmu, ale i psychiki. Jeśli jedliśmy mięso, nabiał itp. przez kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, być może tyle samo powinno nam zająć odstawianie tegoż?.. A może patrzę na to inaczej z perspektywy osoby z zaburzeniami odżywiania (które takie restrykcje potęgują).
Pozdrawiam, miły blog!
Witam, trafiłam tu szukając informacji o tym, czym można zastąpić strączki w diecie wege, ale chcę napisać o czymś innym – niepokojące wydało mi się, że piszesz „mój organizm zaczął świrować”. Coś jest nie tak, a nietolerancje pokarmowe to tylko skutki. Celiakia to niejedyna przyczyna nietolerancji glutenu. Często są to pasożyty, o których obecności bądź nadmiarze w organizmie nie wiemy, bo one w pierwszym rzędzie rozwalają układ pokarmowy. Tak było u mojego męża, który miał lambliozę. Lamblie, ale nie tylko one, są bardzo trudne do wykrycia – pokazały się w wynikach dopiero po roku przeprowadzanych dość często badań. Po kuracji wróciła normalna waga i znikły nietolerancje pokarmowe. Takie zaburzenia zawsze mają swoją przyczynę głębiej i dobrze jest jej szukać, bo lamblioza czy grzybica ogólnoustrojowa sieją spustoszenie w naszym ciele. A blog bardzo fajny. Życzę zdrowia i apetytu :)
Z pewnością znajdziesz równowagę i szybciej niż myślisz przywykniesz do tych odstępstw. To nie jest fajne, ani sprawiedliwe, zwłaszcza gdy trzeba zrezygnować z rzeczy, które są zdrowe. Ja niestety w zeszłym tygodniu dowiedziałam się o insulinooporności i jak patrzę na kartkę, gdzie na czerwono wykreślone są miód, owsianka, banany, daktyle, kasza jaglana to aż się serce (albo raczej żołądek) kraja ;p Masz bardzo zdrowe podejście do diety i do wegetarianizmu :) Może uda Ci się dojść do takiego momentu, w którym będziesz mogła z umiarem z paru rzeczy korzystać :)
Witaj, czy próbowałaś może testów na nietolerancje pokarmowe? Ja od zawsze miałam problemy żołądkowe, mimo tego że żywiłam się, moim zdaniem, dobrze i zdrowo, masa warzyw i owoców. Zrobiłam testy i okazało się, że większość z nich mi nie służyła i dla mnie odpowiednia nie była. Musiałam zmienić dietę i bardzo wiele artykułów wyelimonować, ale faktycznie czuję się lepiej. Pozdrawiam!