Jak przetrwałam zimowy kryzys?

Marzec. Dłuższe dni, nadzieja, że niebawem wiosna. Moment euforii, że to tuż, tuż. Przed nami przesilenie wiosenne – kilka tygodni niepewności i częstej pluchy (na szczęście na razie prognozy budzą duże nadzieje).Często odczuwamy wtedy spadek energii i zmęczenie. Ja zazwyczaj w tym okresie przeżywałam spory kryzys. W tym roku zjazd zaliczyłam, o dziwo, w grudniu. Nasz organizm jest mądrą bestią i daje nam sygnały, gdy coś jest nie tak. Dlatego tak ważne jest, by umieć obserwować samego siebie. Przedwiosenny kryzys może oznaczać, że mamy po prostu dosyć zimy. Mniej światła, utrudniony dostęp do świeżych warzyw i owoców, mniej aktywności fizycznej – to wszystko wpływa na nasze samopoczucie. Nie należy jednak ignorować zmęczenia i pogorszenia nastroju, bo mogą to być objawy poważniejszych dolegliwości takich jak depresja, niedoczynność tarczycy czy rozmaite niedobory składników odżywczych.

Ponieważ chorowałam kiedyś na depresję, a ta przypadłość uwielbia wracać, bacznie przyglądam się sobie, kiedy jestem w gorszej formie. Sprawdzam ile to trwa, czym się objawia, a kiedy w mojej głowie pojawia się myśl, że życie w sumie nie ma sensu, udaję się do specjalisty.  W tym roku sytuacja się przedłużała, więc postanowiłam skonsultować się z lekarzem i terapeutką. Przyznam szczerze, że byłam wściekła i zawiedziona. Zastanawiałam się skąd ten spadek. Przecież praktykuję jogę, tyle przepracowałam, a tu ZNOWU coś się dzieje. Wiem, że jeżeli już raz chorowaliśmy, to może zdarzyć się nawrót. Do tego moja tarczyca lubi świrować. Miałam jednak nadzieję na jakiś jogowy immunitet.  Na szczęście dobrze znam siebie i wiem co zrobić, żeby zahamować rozwój wypadków. Przeanalizowałam ostatnie tygodnie. Na horyzoncie majaczyło kilka zmian, a na te zazwyczaj reaguję sporym stresem. Poza tym odczuwałam skutki nieregularnego trybu życia. Postanowiłam zwolnić, odpocząć i zadbać o siebie.

 

  1. Wyspałam się. Zaczytywałam się Bondą i komiksami o X-Menach. Obejrzałam kilka filmów. Wszystko dla czystej rozrywki, bez myślenia co „powinnam” przeczytać i zobaczyć. Mój mózg został zajęty zagadkami i przygodami – bardzo dobrze mu to zrobiło.
  2. Zadbałam o dietę. Czasem lubię ponarzekać na to, że jestem zmęczona tematem odżywiania, aaale prawda jest taka, że bez odpowiedniego jedzenia mój organizm się buntuje i  daje mi o tym znać. Jeśli jem coś niezdrowego albo coś czego nie toleruję, to szybko zaczynam się czuć źle i spada mi odporność. Wtedy migiem wraca motywacja do zdrowej kuchni.
  3. Wróciłam na jakiś czas na terapię. Yup. Terapia jest dla ludzi. Nie tylko ciężko chorych. Mimo, że kiedyś chodziłam na nią długo i zakończyłam cały proces parę lat temu – nie mam nic przeciwko spotkaniom ze specjalistą w razie kryzysu. Dużo ludzi ma różne obawy przed skorzystaniem z usług psychoterapeuty. Drodzy, nie ma co czekać, aż będziecie w nie wiadomo jak złym stanie. Terapeuta pomaga  przejść przez wiele trudnych momentów w życiu i zapobiec poważniejszym problemom.
  4. Zrobiłam badania profilaktyczne i sprawdziłam poziom witaminy D3. Okazało się, że mam lekki niedobór. Po kilku tygodniach suplementacji poczułam się naprawdę lepiej.
  5. Odpuściłam mocną praktykę jogi. Starałam się uważnie słuchać swojego ciała – ćwiczyłam powoli i łagodnie. Robiłam krótkie sesje medytacji. To wszystko pozwoliło mi się zregenerować i odzyskać energię.
  6. Próbowałam skupiać się na tym co jest w moim życiu dobre i za co mogę być wdzięczna. Starałam się nie podążać za myślami, które produkowały lęk. Nie wyobrażać sobie najgorszych scenariuszy. Dzięki praktyce uważności jestem w stanie bardzo szybko zauważyć, kiedy umysł zmierza w złym kierunku i powstrzymać potok zamartwiania się.

Na szczęście to wszystko zadziałało – mój kiepski stan nie pogłębił się. Powoli odzyskałam siłę i chęć do działania. Przekonałam sie, że terapia i joga dały mi dużą samoświadomość. Dzięki niej jestem w stanie wyłapać pierwsze symptomy nadciągającej choroby i odpowiednio wcześnie zareagować. Widzę też wyraźnie jak ważne jest zdrowe odżywianie i robienie badań kontrolnych. Muszę także pamiętać o odpoczynku. Kiedy pasja staje się zawodem – nawet tak związanym z relaksem jak joga – baaardzo łatwo wpaść w rytm zajmowania się pracą non stop.  W pewnym momencie prowadziłam zajęcia, sama praktykowałam, uczyłam się, gadałam albo myślałam non stop o jodze. Bardzo potrzebowałam kilku dni przerwy. Nie porzuciłam w tym czasie praktyki własnej, bo ona jest moim kołem ratunkowym, po prostu mniej myślałam o uczeniu, zajęciach, anatomii itd. Będę  pamiętać, że czasem trzeba odpocząć nawet od największej pasji.

Teraz piszę już do Was z zupełnie nową energią :) Okazało się, że mam całkiem bogaty wachlarz skutecznych narzędzi do radzenia sobie z problemami. Lęk został oswojony. Po raz kolejny jestem wdzięczna, za to, że odkryłam jogę, która pomaga mi zmieniać sposób myślenia i przetrwać te gorsze chwile. Cieszę się, że tym razem wszystko skończyło się dobrze. Akceptuję też to, że dbanie o siebie nie skutkuje nieśmiertelnością. Zawsze mogą przydarzyć się osłabienia i choroby. Życie to w końcu piękna katastrofa – jakby powiedział Grek Zorba:)

Mam nadzieję, że nie borykacie się z żadnymi kryzysami i wiosnę przywitacie radośnie. Jeżeli natomiast odczuwacie brak siły i zniechęcenie – nie bagatelizujcie tego. Odpocznijcie, zadbajcie o siebie. Gdy to nie pomoże – udajcie się do lekarza albo do psychoterapeuty. Przyczyny złego samopoczucia mogą być bardzo różne i nie zawsze wystarczy dr Google albo poradnik „jak być szczęśliwym”. Zaznaczam to, bo ostatnio niektórym celebrytom coś się pomyliło  i doradzają ludziom w chorobach na podstawie własnych przeżyć. Dzielenie się swoim doświadczeniem jest ważne i potrzebne, ale wchodzenie w rolę lekarza to gruba przesada. Tylko lekarz będzie wiedział jakie badania zlecić, czy potrzebne są leki i do jakiego specjalisty ewentualnie Was skierować.

Dajcie znać jak się czujecie i jak Wam idzie z jogą <3

 

24 thoughts on “Jak przetrwałam zimowy kryzys?”

  1. Kogo masz na mysli mowiąc celebryci? Nie jestem do końca pewna co fo lekarzy ponieważ bardzo często podają oni pacjentowi leki psychotropowe, które moim zdaniem powinny być stosowane w ostatecznosci. Uwazaja, że sprawa zamknieta. Myśle, że kluczowa jest zmiana myślenia i jasne, że bedą kryzysy. Życie to przygoda, podróż. A Ty płyniesz na fali życia dalej :) pozdrawiam

    1. Agata Ucińska

      Mam na myśli np Beatę Pawlikowską i jej książkę o depresji. Co do lekarzy – jasne, trzeba trafić do dobrego specjalisty. Tak jak napisałam – złe samopoczucie i gorsza forma mogą mieć milion przyczyn – np. depresja, problemy z tarczycą, anemia, problemy z insuliną. Raczej sami do tego nie dojdziemy bez pomocy lekarskiej. A co do leków na depresję – nie demonizowałabym ich – działają delikatnie i nie uzależniają. Nie wszyscy ich potrzebują, ale często umożliwiają podjęcie terapii przez chorego i normalne funkcjonowanie. Lekarze przecież też zalecają psychoterapię. Czasem to pacjenci chodzą na skróty i chcą, żeby pigułka rozwiązała problem za nich ;) Są też osoby, które mają tak mocno popsute neuroprzekaźniki, że leki to ich jedyna nadzieja. Każdy przypadek jest inny, ale to lekarz ma wiedzę, żeby nam w tym doradzić :)

      1. Tak masz racje ja jednak preferuję podejscie Agnieszki Maciąg, która leczyła się bioenergoterapią, jak sama mówi nie miała depresji ale poczucie bezsensu, brak siły do życia myślę, że to jednak były zaczątki tej choroby. Serdecznie polecam jej blog . Co do leków to ja jednak sądzę, że to ostateczność xanax czy afoban polecane przy depresji uzależniają bardzo mocno, a tylko zaleczają nie leczą jednak w pełni . Takie leki moim zdaniem oczywiście powinny być przepisywane tylko w ciężkich przypadkach gdy odbicie się od dna nie jest możliwe bez pomocy. Niestety lekarze nadużywają pewnych leków. Co do Beaty Pawlikowskiej to świetna kobieta nie uważam by komuś narzucała swoje zdanie. Ona po prostu dzieli się swoim doświadczeniem i chwała jej za to. Przecież nie zmusza nikogo do czytania jej książek.Może warto byś posłuchała tego co mówi i pisze . To kobieta z doświadczeniami od której wiele można się nauczyć. :) pozdrawiam serdecznie

        1. Agata Ucińska

          Znam bloga Agnieszki Maciąg i lubię go:) ( Choć w bioenergoterapię akurat nie wierzę;)) Co do Beaty Pawlikowskiej, kiedyś bardzo lubiłam jej książki, ale ostatnio do mnie nie trafia. I masz rację – dobrze, że się dzieli doświadczeniem. Jednak doradzanie chorym, to już inny temat i uważam, że trzeba mieć trochę pokory. Te leki, które wymieniłaś to są leki przeciwlękowe, a nie typowo antydepresyjne, nigdy nikt mi ich nie zalecał ( i zgadzam się, one są ostatecznością) Leki antydepresyjne z grupy SSRI nie uzależniają, brałam je kiedyś i wszystko było ok.Ważne, żeby trafić do dobrego specjalisty, który nie wypisuje leków w ciemno i każdemu jak popadnie :) A najważniejsza jest i tak profilaktyka <3

  2. Dzieki za ten tekst, jest wartosciowy. Natomiast nie zgodze sie z tym, ze B. Pawlikowska to celebrytka, ona od takich rzeczy stroni. Poza tym przyznam szczerze, ze jej ksiazki pomogly mi bardziej niz jaka kolwiek porada terapeuty:)

    1. Agata Ucińska

      Ja bardzo polecam „Świadomą drogą przez depresję” autorstwa m.in. J. Kabat-Zinna oraz „Osobisty przewodnik po depresji” Tomasza Jastruna.

  3. Ja też nie jestem pewna co do krytyki B. Pawlikowskiej, ale faktycznie – chyba czasami nie ma siły na te wszystkie moce pozytywnego myślenia itd. Do tego potrzeba mocnej samoświadomości, a tego nam zwłaszcza zimą zaczyna brakować. Nam? Mi tak.

    Starałam się, próbowałam nie dać się zimie, ale w końcu nasiliło się moje zaburzenie odżywiania i spadła motywacja. Wczoraj uświadomiłam sobie, że potrzebuję dać sobie więcej miłości, a na pewno – wesprzeć się częstą medytacją. Choćby króciutką. Znów przestałam się akceptować – swoje ciało i swoje lenistwo.

    I teraz na zmianę nabieram nadziei i znów wpadam w dół objedzeniowy, ale głębokie, prawdziwe słuchanie siebie powinno sprowadzić mnie na dobrą drogę :)

    Post w odpowiednim momencie, dziękuję. Ha, ja też pozwoliłam sobie na leniwe wciąganie filmów i „Sherlocka”, więcej śpię, a od środy zaczynam karnet jogi z prawdziwego zdarzenia. :)

    Pozdrawiam i gratuluję samoświadomości oraz udanych reakcji na to, co się z Tobą działo!

    1. Agata Ucińska

      Dziękuję za komentarz! Dbanie o siebie i akceptacja są super ważne. Dopóki ich nie ma ciężko ruszyć dalej. Życzę dużo miłości i pięknej wiosny :) PS. Super decyzja z karnetem na jogę :)

  4. Agata – bardzo wartościowy tekst -odważny i pełen empatii. Dla mnie Twoje bardzo zdrowe podejście do tzw „stanów pogorszenia nastroju” powinno być bardziej jeszcze popularyzowane – być może wtedy większość osób chorujących przewlekłe na depresje mogłoby zareagować wcześniej gdyby tylko znali metody czy ścieżki postępowania. Szkoda że to w Polsce wciąż temat mało nagłaśniany. Ja choruje przewlekłe na depresję od 7 lat. W tej chwili zdecydowałam się na leki oraz terapię. Tak bywa, że leczenie farmakologiczne dla bardzo wielu osób jest jedynym ratunkiem. Niemalezy wszystkich leków psychoaktywnych wrzucać do jednego worka – nowoczesne leki antydepresyjne nie uzależniają, pomagają odbudować neuroprzekaźniki i są zawsze brane pod ścisłą kontrolą lekarza. Dziękuję Ci za ten post :-)

  5. Witaj. Piękny tekst, bardzo wartościowy i dojrzały. Czy mogłabyś opowiedzieć nam, czytelnikom, o Twoich sposobach na radzenie sobie w sytuacjach kryzysowych? Jakie są Twoje ulubione narzędzia do walki z problemami?

    Pozdrawiam Cię serdecznie.

  6. Bardzo się cieszę, że lepiej się czujesz :) U mnie też trochę zima w głowie. Staram się być wyrozumiała dla siebie. Jedno jest pewne.. witamina D3 działa cuda, też tego doświadczyłam. Dużo słońca :*

  7. U mnie tak samo – zima minęła i nabieram nowej energii do działania na najbliższy rok! :) Najbardziej cieszę się, że wstając od razu chciałabym coś robić – ale to wszystko dzięki pięknej pogodzie za oknem!

  8. Bardzo mądra perspektywa wychodzi z tego tekstu:) Umiejętność wsłuchania się we własny organizm i zadbania o siebie na różnych poziomach to według mnie jedne z ważniejszych filarów zdrowia. Chyba wszystkim nam zdarzają się spadki formy, zarówno fizycznej, jak i psychicznej, myślę, że to naturalne w niektórych momentach życia czy roku (i może w pewnym sensie potrzebne) – grunt, żeby się temu nie poddać na zbyt długi czas. Miło poczytać Cię znowu, mam nadzieję, ze teraz z nową energią będziesz pisać częściej :) Pozdrawiam!

  9. Do jogi przymierzam się od grudnia i chyba na prawdę muszę któregoś pięknego dnia sobie postanowić – joga, medytacja na 100%, bo czuję, że chciałabym spróbować i czuję, że joga jest tym co może mi pomóc :)

  10. Dziękuję, że pokazałaś to tak naturalnie i rozsądnie. Dzięki tej notce zebrałam się na odwagę i umówiłam do psychiatry. Zrozumiałam, że sama już sobie bardziej nie pomogę i normalnym jest szukać tej pomocy u odpowiedniego lekarza. Dajesz nadzieję :)

  11. Też nie lubię zimy i zawsze jakoś w tym okresie czuję się osłabiona , fajne wskazówki zawarłaś we wpisie i na pewno je wykorzystam u siebie.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *