Przesilenie. Który to już raz jestem zaskoczona całkowitym rozpadem mózgu i ciała w tym okresie? Myśli nie składają się jak w grze tetris, pomiędzy zdaniami dziury. Chaos. Płaczę ze śmiechu, za chwilę zamyślam się w otępieniu, po to, żeby na końcu zapaść się w smutku. Pewnie część z Was doskonale mnie rozumie. Ta bardziej zadaniowa i stabilna emocjonalnie grupa czytelników myśli być może: olaboga, co za nieogarnięta laska! Na szczęście mój mąż, urodzony w stanie zen, cierpliwie słucha, przytula i kupuje czekoladę.
Marzec. Jestem czasem rozmemłana, czasem hiperaktywna. Z kilkunastu pomysłów zrealizowałam tylko kilka. Po serii śmiechów chichów dopada mnie melancholia. A może (chwila zastanowienia) – większość z nas tak miewa, tylko nie wszystko widać w internecie? Ostatnio da się odczuć przesilenie nie tylko kalendarzowe, ale też obyczajowe. Mamy dosyć lukru. Zdjęć pięknych mieszkań i idealnych ciał. Makijażu od rana do wieczora. Planerów bez gorszych dni.
Oczywiście w swoich listach zadań też nie przewidziałam pewnych problemów i spadku formy. Zrezygnowałam z części zajęć, żeby być w tym czasie superproduktywna i zająć się projektem, który ciągle odkładałam, trochę z braku czasu, trochę ze strachu. I co? Bieg wydarzeń pokazał mi wdzięcznego faczka. W życiu prywatnym małe tornado. Kontuzja odcinka szyjnego. Niepokojące wrażenie, że wszystko pozornie jest świetnie, ale gdyby tak przewrócić jedną zapałkę, to runie cała konstrukcja. Świadomość istnienia tej kruchej zapałki budziła czasem o 4 nad ranem i nie pozwalała spać dalej.
Ostatnio wypisałam sobie wszystkie rzeczy, którymi się zajmuję. Potem podzieliłam je na priorytety czyli te, bez których moje najważniejsze cele nigdy nie zostaną zrealizowane oraz tematy poboczne, czyli takie które są fajne i rozwijające, ale w sumie nie przyczyniają się do postępów na drodze do celu. Okazało się, że mnóstwo czasu i energii poświęcam na sprawy, które nie są priorytetowe. Nie dlatego, że właśnie się dowiedziałam, żeby sobie to jakoś podzielić. Raczej dlatego, że te najważniejsze działania są najtrudniejsze. Podlegają ocenie, boję się je zrobić źle, popełnić błąd. Tymczasem rzeczy mniej ważne angażują, zajmują czas, odwracają uwagę od nierozwiązanych problemów. Ciągle wykładam się na banałach. Potrafię ustawiać drabinę pod ścianą i zorientować się dopiero na górze, że w sumie to chciałam wejść gdzie indziej. Kiedy jednak siedziałam ostatnio w kołnierzu ortopedycznym poczułam, że nie ma czasu na łażenie z drabiną od ściany do ściany!
Trzeba teraz wziąć kilka spokojnych oddechów. Skupić się na praktyce jogi, nie zaniedbywać medytacji. To zazwyczaj pomaga mi kiedy chcę się skoncentrować i poprawić nastrój. Przesilenie i kłopoty nie trwają wiecznie – za chwilę znów poczuję siłę i stabilność. Zakwitną kwiaty, będziemy pić mrożoną kawę na świeżym powietrzu, na ulice wyjadą zabytkowe samochody. Wtedy znajdę najpiękniejszą drabinę, postawię ją pod najważniejszą ścianą i zacznę iść w górę. Krok po kroku.
PS. Rzadko ostatnio piszę na blogu. Dużo osób pyta czemu, czemu i kiedy coś będzie. Po pierwsze mam złudne poczucie wyżycia się na Instagramie. Skoro piszę tam, to potem wydaje mi się, że na blogu powinno się pojawiać coś poważnego. Większego. W efekcie nie pojawia się nic. Po drugie internet oszalał – porady na każdy temat od każdego. Nie chciałabym się przykładać do szumu informacyjnego. Długo myślałam nad formułą. Był to mozolny proces, ale chyba doszłam do jakiegoś wniosku. Jeszcze za wcześnie, żeby pisać o pewnych planach, ale chciałabym spróbować połączyć pisanie merytorycznych tekstów z luźniejszymi, takimi jak ten. Sama lubię czytać jak inni dzielą się doświadczeniem, opowiadają co u nich, tak jakby poszli z odbiorcą na kawę, żeby pogadać o życiu. Bo to w końcu blog, internetowy dziennik, poletko niespełnionych literatów. Zatem do zobaczenia :)
Fot. Agnieszka Wanat
Bluza fair trade: KOKOworld
Znam to uczucie chociaz dopiero w tym roku tak mocno…brał siły, ciągła senność i otępienie. A do tego odzywa się moje „przesilenie żołądka” w tym okresie 😑 ciężki czas… Cake szczęście zauważyłam że mimo tego otępienia, jeśli podejmę jakaś aktywność fizyczna, robi mi się od razu lepiej!
Myślałam, że tylko ja tam mam…. Wiosna idzie, damy radę :) Buziaki!
Dziękuje, ze piszesz o życiu, o akceptacji siebie i o tym, ze można mieć tez gorszy czas. Dziękuje, ze nie polewasz swoich tekstów lukrem.
Swietnie się czyta tego bloga! :)
Gratuluje świetnego bloga.
Chętnie podejmę z Tobą współpracę.
Proszę o kontakt na maila:
info@enet.ovh