1, 2, 3 – kryzys! Do tej pory wybiegałeś ochoczo na trening, robiłeś olimpijskie postępy i czułeś się jak młody bóg tudzież bogini. Aż tu nagle skończyło się. Poranki nie cieszą tak bardzo, mięśnie bolą jak cholera, na myśl o burpeesach bezwiednie pokazujesz środkowy palec. Zaglądasz do lodówki, a tam same zdrowe rzeczy. No żesz, akurat masz ochotę na piwo i czipsy. Na treningu zerkasz na zegarek i odliczasz minuty do końca. Progres? Zapomnij. Stoisz w miejscu, a twój mózg wymyśla argumenty przeciwko intensywnej aktywności fizycznej w tak zaawansowanym wieku. Znajomi, którzy ostatni raz zrobili przysiad na wfie w liceum, pytają ale jak to – tyle ćwiczysz i jeszcze tego nie umiesz? Zazwyczaj patrzysz na nich z politowaniem, ale dziś udało im się zasiać ziarno wątpliwości w ogarniętej kryzysem duszy sportowca. Właściwie to nic się nie stanie jeżeli dzisiaj zamiast ćwiczeń obejrzysz film. Jutro też. I pojutrze. Ups?
Bez obaw, to się zdarza. Sport to nie tylko endorfinowy haj i uhahane foty na fejsie. Czasem to wstawanie o świcie, kiedy nie mieliśmy okazji się wyspać. Cholerny ból mięśni, odciski, zmęczenie. Rezygnacja ze spotkań towarzyskich, bo trening. Czasem nie umiemy zrobić czegoś, co przecież już się udawało. Wątpimy, bo właściwie moglibyśmy zająć się czymś innym w wolnym czasie.
Jak przetrwać kryzys?
1. Po prostu rób swoje. Raz będziesz trenował więcej, raz mniej. Z entuzjazmem lub bez. Ważne, żeby się nie poddawać.
2. Zadbaj o regenerację. Może potrzebujesz na chwilę zwolnić i mniej ćwiczyć. Idź na masaż, porozciągaj się delikatnie.
3. Przyjrzyj się diecie, może czegoś tam brakuje?
4. Przyjrzyj się treningowi. Może trzeba go trochę zmienić? Spróbuj nowej aktywności, która sprawi ci dużo frajdy.
5. Obejrzyj filmiki niesamowitych sportowców. Nic tak nie inspiruje jak ludzki wyczyn.
6. Nie słuchaj znajomych. Ty wiesz najlepiej, że na każdy malutki postęp trzeba się napracować godzinami. Zwłaszcza jeżeli nie ćwiczy się od dziecka.
Ja ostatnio wyszłam z kryzysu i znów ogarnęło mnie sportowe podekscytowanie. Jupijej! Dlatego mówię wam: nie zbaczajcie z tej ścieżki, bo jest bardzo piękna. Wiem, że czips, cola i ciepłe łóżko to miła perspektywa. Ale pamiętajcie: no pain, no gain! Najważniejsze to wygrywać z samym sobą. I na tym zakończę, bo znowu jakiś Paulo C. mi się wkrada do złotych myśli. Miłego treningu!
PS. Zatrzymałam się w rozciąganiu na tym etapie i ciężko pójść dalej. Czy ktoś z przemiłych czytelników ma podobny problem i być może remedium?
Z rozciąganiem do sznurka też mam problem i też nie mogę przeskoczyć tej frustrującej, małej odległości :( Próbuję rozciągać się na samej pozycji szpagatu tureckiego i powtarzać moje standardowe rozciąganie, a nuż coś ruszy…
(zazdroszczę treningów przy rurze!)
Też tak miałam z rozciąganiem, jak już doszłam do etapu „prawie szpagat” kilka miesięcy temu tak od tego czasu mało się zmieniło. Ale zazwyczaj wykonywałam te same ćwiczenia rozciągające, jak zaczęłam robić inne to po kilku razach szpagat zrobiłam :).
Fakt, najważniejsze to się nie poddawać, może czasem trochę odpuścić, ale na pewno nie zrezygnować całkowicie.
A ja mam dziś taaakie zakwasy, że chodzę jak pingwin po kuracji prądem ;)
Motywacja jest najważniejsza! :)
Na Twój problem odpowiada książka „Rozciaganie odprężone” :) Dokładnie o takim problemie ze szpagatem autor opowiada :)
Muszę ją w końcu dorwać :>
ja mam co chwile kryzys, bo co już zaczynam wpadać w rutynę, to przerywam. Kurcze – podpowiedzcie proszę jak się łatwo nie poddawać – nie rezygnować ?
Wiem, że jak się już wpadnie w trans to leci ..ale jak przekroczyć tą granicę?
Ja w kółko oglądam sportowe video. serio. Wypisuję treningi na dany tydzień i zaznaczam plusami jak zrobię. Umawiam się z ludźmi na ćwiczenia. I prowadzę blogai -to bardzo motywuje, nie napiszę wam przecież ” elo, nie ćwiczyłam przez miesiąc, bo mi się nie chciało” :D Poza tym jestem już od dłuższego czasu ” w transie” i nie mogę nie ćwiczyć ;) Każdy jest inny. Może stawiasz sobie zbyt ambitne cele? Spróbuj zacząć od krótkich treningów byleby regularnie. Nie nawalanie daje poczucie mocy i potem jest jakoś łatwiej.
Wiem że gdybym wyeliminowała słodycze to po miesiącu rzuciła bym się na nie. Każdy jest inny, ja je ograniczyłam i jak mam ochotę to jem. Ale w domu staram się nie mieć takich słodyczy które lubię i to pomaga. I szukam przepisów na zdrowe słodkości.
W moim przypadku punkt 4 podziałał najlepiej. Trenuję sztuki walk i czasami powtarzanie jednego uderzenia, kopnięcia, ćwiczenia siłowego sprawia, że masz ochotę się… hmm… znokautować własną pięścią :) Robi się to po prostu nudne i zabiera całą przyjemność, nawet jeżeli wiesz, że za każdym uderzeniem jesteś coraz lepszy. Różnorodność ćwiczeń jest odświeżająca i potrzebna również dla psychiki. A co do ograniczania treningów to może być to pułapka-rozleniwiacz, osobiście nie polecam. Chyba, że pojawiła się jakaś kontuzja. Pozdrawiam, fajny blog, pisz dalej ;)
Dzięki! :) To prawda, czasem trudno wyczuć czy trzeba odpuścić, bo grozi nam przetrenowanie czy to zwykły leń.
Ekstra fotka. A kryzys zdarza się w każdym sporcie. Dobrze mieć przy sobie kogoś, kto podniesie na duchu i zmotywuje.