Lato joginki

Czasem mam wrażenie, że już nie umiem pisać, że nie napiszę ani jednego słowa, ani jednej linijki. Wirtualne kartki czekają na zapisanie, a ja nic. Co tu zamieścić żebyście nie zasnęli z nudów, nie obrazili się na mnie? Miałam zacząć statecznie i przyzwoicie w stylu: było zimno, a jest ciepło. Wakacje się skończyły. Idzie jesień. Podręcznik do polskiego z piątej klasy tak się zaczyna. Tylko, że jaka jest pogoda, każdy widzi, Różewiczem nie jestem, żeby pisać o bursztynowym ptaszku. ( To też było w podręczniku z 5 klasy – wtedy pokochałam poezję).

IMG_0704_Fotor_Fotor

Lato zaczęło się ciekawym wyjazdem w góry, na który zaprosiła mnie Marta Witecka , świetna trenerka acroyogi i moja guru stania na rękach. Propozycję przyjęłam z wielką radością i pewną dozą nieśmiałości, ponieważ z acroyogą nie miałam wcześniej do czynienia. Okazało się jednak, że nie kłamią blogerzy i trenerzy skuteczności – warto czasem wyjść ze strefy komfortu i w towarzystwie początkowego dyskomfortu spróbować czegoś całkiem nowego.

10293839_852071061543977_3672292885337799609_o

Mieszkaliśmy w niesamowitym domu w Sopatowcu. Miejsce prowadzi Gosia, która gotuje wegetariańsko wg Pięciu Przemian, dba o każdy szczegół i imponującą bibliotekę. Półki uginają się tam pod ciężarem dobrych książek. Chciałoby się zostać przez pół roku i nic tylko czytać, jeść i bawić się z kotami.

Każdego ranka prowadziłam delikatną sesję Vinyasy. Resztę dnia zajmowały warsztaty Acroyogi (prowadzone przez Martę i Priscillę Oliveira) oraz stania na rękach, sesje regeneracyjnego masażu, wspólne śpiewanie i czytanie przy piecu.

Acroyoga była dla mnie dużym wyzwaniem. Ze względu na uśpioną kontuzję kostki zazwyczaj unikam ćwiczeń w parach i dużych obciążeń stóp. Byłam więc fatalną bazą (czyli osobą na dole), bo podświadomie chroniłam nogę i zrzucałam wszystkich na jedną stronę. Natomiast szalenie spodobało mi się „latanie”. Pierwszego dnia miałam wrażenie, że spadnę na twarz, ale potem było tylko lepiej. Acroyoga poprawia świadomość ciała i jest świetną zabawą. Pracowaliśmy w małych grupkach – „baza”, „flyer” i „spotter” czyli osoba bądź osoby asekurujące. Musieliśmy współpracować i by uważnymi na siebie nawzajem. 2 godziny mijały nie wiadomo kiedy, w rewelacyjnej atmosferze.

Z Sopatowca wracałam w nocy, ponieważ spieszyłam się na końcowy egzamin na AWF następnego dnia. Na egzaminie musiałam nauczyć kilka osób wybranych asan i odpowiedzieć na kilka pytań. Zrobiłam to z uśmiechem i na piątkę. Zostałam absolwentką studiów Relaksacji i jogi.  Jestem bardzo zadowolona z połączenia: kurs w Trumirti Yoga w Indiach pod patronatem Yoga Alliance oraz podyplomówka na AWF. Wiedza sensownie się uzupełnia. Oczywiście, przekleństwem ludzi wykształconych oraz zaznajomionych z rozumowaniem Sokratesa, jest świadomość, że nauka nigdy się nie kończy. Zadają sobie oni zatem dziesiątki kłopotliwych pytań, żeby znaleźć kolejne kursy i książki do przeczytania. Oczywiście żartuję, że to przekleństwo. Tak naprawdę dostęp do wykształcenia jest ogromnym luksusem i o tym powstanie oddzielny post.

IMG_0903_mnnn

Co się działo, kiedy nic się nie działo, bo było parno, duszno i wakacyjnie? Wszystko kręciło się wokół jogi. Uczyłam, praktykowałam i robiłam zdjęcia na bloga. Wróciłam do regularnej praktyki Ashtangi w Yoga Republic. Poza tym ćwiczyłam na własną rękę Vinyasę Flow. Cóż, uwielbiam jogę dynamiczną. I choć doceniam precyzję jogi wg Iyengara, moje serce należy do vinyas, płynnych przejść i ruchu zsynchronizowanego z oddechem. Uwielbiam rozkładać matę i zaczynać praktykę od Powitania Słońca.

Zmagam się teraz z otwarciem bioder, komfortowymi wygięciami do tyłu i staniem na rękach. Ale wszystko ze spokojem. Już dawno nauczyłam się nie traktować jogi jak sportu. Nie biegnę na oślep przed siebie. Obserwuję, eksperymentuję. Wdech i wydech – niespokojny umysł pod kontrolą.

IMG_0921_mnnn

W sierpniu zostałam na chwilę joginką z plaży. Niestety tylko na dwa dni, ale zdjęć zostało napstrykane tyle, że ciężko stwierdzić czy  joginka z blokowiska nie zamieszkała przypadkiem w bambusowej chatce na wydmie. Niestety nie zamieszkałam. Za to podziwiałam wschód słońca, spacerowałam po dzikiej plaży niedaleko Kołobrzegu, stawałam na rękach. Okazało się, że plaża bardzo sprzyja szpagatom. Zjadłam gofra w wersji lux z bitą śmietaną i borówkami, rapowałam w samochodzie z kasetą Paktofoniki, kupiłam pierścionek z muszelki, taki sam jak na koloniach w 96 roku i zgubiłam go niedługo po przyjeździe. Co naprawdę mnie wkurza. A przecież jako joginka nie powinnam się przywiązywać do przedmiotów. Ale ten pierścionek to przecież nie pierścionek, ani nawet nie muszla czy muszelka.To tak naprawdę chodaki w szkocką kratkę, łowienie maskotek z automatów, tańczenie Macareny i moja mama najpiękniejsza laska w całym ośrodku. Paliła papierosa na tarasie w drewnianym, nadmorskim domku i uśmiechała się szelmowsko. Na szczęście ktoś jej zrobił zdjęcie i ruda czupryna z 96 roku siedzi w moim portfelu.

IMG_0887_Fotor_Fotor

Teraz już jest wrzesień.  Siedzę przy komputerze późną porą. Koty śpią na górze ubrań, bo nadal nie odróżniam szafy od krzeseł (make life easier). Słucham soundtracku z „Blokersów”. Często piszę teksty na bloga przy akompaniamencie rapowych kawałków. Bawi mnie to ponieważ nie jestem szczególnie hip hopową dziewczyną. Ot, lubię kilka płyt. Ale pisze mi się wyjątkowo dobrze z raperami i muzyką lat 90.

I co dalej? Co po wakacjach, gdy deszcz i breja zawładną polską duszą? Na szczęście plucha i zimno budzą we mnie wojowniczkę o lepsze życie. Trzeba działać, bo siła bierze się  działania, a nie na odwrót.  I tego Wam życzę, żeby rozum zawsze panował nad dekadenckimi kaprysami. Jesienna melancholia raz w tygodniu, bo u steru stoi kapitan odpowiedzialny za dowiezienia Was do celu.

IMG_0902_mniejsze

PS. Z ciekawostek – jako dziecko marzyłam o prowadzeniu programu o swoim życiu (widzicie, blogerem trzeba się urodzić). Dlatego z entuzjazmem założyłam konto na snapchacie. Nie czarujmy się, moja egzystencja nie jest na tyle fascynująca, żeby ją dokumentować w dużych ilościach, ale czasem coś wrzucam. Jak spalę obiad, zrobię stanie na rękach albo przeczytam fajną książkę.  Oto mój duch na żółtym tle:

11855727_872629336154816_180973243296740363_n

 

Do zobaczenia niebawem! :)

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *