W styczniu postanowiłam, że w tym roku uporządkuję swoje życie. Chciałam rozprawić się z problemami zdrowotnymi (tarczyca!), nauczyć się lepszej organizacji czasu i przestrzeni, przemeblować nieco mieszkanie i ogarnąć ciuchy. Przede wszystkim zaś przestać się przejmować pierdołami, celebrować chwile i koncentrować się na sprawach i ludziach, na których najbardziej mi zależy. Idzie mi całkiem nieźle, małymi krokami wdrażam nowe nawyki i zmieniam sposób myślenia. Cały proces uprzyjemniła mi książka Joanny Glogazy “Slow life”.
Czym w ogóle jest slow life?
„Wiele w nim wpływów starożytnych filozofii, stoicyzmu i epikureizmu dzieli też podstawowe wartości z największymi religiami świata. Zakłada, że prowadzenie harmonijnego, szczęśliwego życia w zgodzie ze sobą ma zbawienny wpływ nie tylko na nas, ale i na nasze otoczenie. To styl życia, w którym stawiamy na jakość, nie na ilość. (…)”

Mogłoby się wydawać, że kto jak kto, ale joginka powinna mieć świadome życie opanowane do perfekcji. Niestety mimo najszczerszych chęci, w niektóre sprawy muszę włożyć jeszcze trochę wysiłku. Praca instruktorki jogi ma to do siebie, że ciężko zachować sensowny rytm dnia, a to potrafi przełożyć się na ogólny chaos.
Tymczasem chciałabym przestać odkładać życie na potem.
Nad czym pracuję?
Organizacja
Slow life nie musi oznaczać super spokojnego życia. Ani leniuchowania od rana do wieczora. To raczej świadome spędzanie czasu i równowaga między wysiłkiem a odpoczynkiem. Podziwiam ludzi, którzy potrafią intensywnie pracować, a potem z wolną głową oddawać się zainteresowaniom albo spędzać czas z rodziną. U mnie wygląda to trochę inaczej. Mam swoje tematy, którym jestem w stanie się oddać bez reszty na wiele godzin/dni. Niestety prześladuje mnie też odsuwanie rzeczy na później spowodowane perfekcjonizmem. Może napiszę ten artykuł jutro, jutro cały dzień będzie lepszy, więc artykuł na pewno też. Przecież jeśli nie da się napisać idealnej notki w idealnych warunkach, to lepiej nie pisać jej wcale. Odkładanie na potem kończy się tym, że ani się nie pracuje, ani nie odpoczywa. Intensywnie z tym walczę i tropię manierę perfekcjonistki, żeby nie dać jej dojść do głosu. Chciałabym też umieć mądrze planować relaks – nie jest to łatwe kiedy pracuje się wieczorami, a w ciągu dnia zawsze jest do zrobienia milion rzeczy.
Przestałam się łudzić, że przypomnę sobie francuski (choć kiedyś przyjdzie na to pora) albo zacznę regularnie chodzić do teatru. Dobrze wiem, co bym chciała zrobić przez najbliższe dwa lata i na czym się skoncentrować. Postanowiłam po prostu to robić, a nie zastanawiać się nad tym co jeszcze powinna idealna (prawie) trzydziestolatka. Na pewno mnóstwo, ale wszystkiego na raz nie da rady.
Trochę bym chciała być takim człowiekiem. Uporządkowanym i ogarniętym. W zasadzie mój tata taki jest! Może nie pisze wierszy i nie praktykuje jogi, ale wymyśla śmieszne rymowanki i robi mnóstwo pompek (a nawet więcej niż mnóstwo). Zatem jest nadzieja.

Staram się praktykować wdzięczność. Codziennie zapisuję kilka rzeczy, które sprawiły mi radość. Brzmi to naiwnie, ale dzięki temu łatwiej cieszyć się życiem, które umówmy się – nie jest takie złe w naszym zakątku świata. Łatwo wpaść w spiralę bezsensownego narzekania, a przecież to, gdzie kierujemy energię ma ogromne znaczenie dla samopoczucia. Próbuję też celebrować chwile, żeby jak najlepiej wykorzystać czas, który mam. Nie chcę na łożu śmierci stwierdzić, że właściwie miałam super warunki do bycia szczęśliwą, ale wolałam pić byle jaką kawę z brzydkiego kubka, chodzić w starym dresie i ciągle miałam ważniejsze sprawy niż przytulenie się do męża.
Wyluzuj
Życie byłoby łatwiejsze gdybyśmy wszyscy nieco rozluźnili poślad. Spokojniej oddychali, medytowali 5 minut dziennie i nauczyli się swobodnie poruszać. Nie musisz być idealna. Nie musisz wybuchać złością, gdy pani w kasie skończy się rolka papieru do drukowania paragonów. Twoje dziecko może biegać w poplamionej bluzce. Usiądź na chwilę, pogłaszcz kota, zadzwoń do najlepszej przyjaciółki. Wiem, czasem los daje w kość. Ale tylko ucząc się rozluźnienia i dbając o siebie, będziemy mieć siłę przeciwstawić się poważnym problemom.
Wracając do książki – jeżeli chcecie popracować trochę nad jakością życia, warto ją przeczytać. Znajdziecie tam, oprócz aspektów które wymieniłam, rozdziały dotyczące szukania pasji, relacji międzyludzkich czy efektywnej pracy. Asia bardzo fajnie pisze – czytając, miałam wrażenie, że jestem na herbacie w pięknej kawiarni z super mądrą koleżanką. Bardzo uprzyjemniło mi to proces krytycznego przyjrzenia się temu, jak spędzam czas i gdzie kieruję myśli. Teraz już z górki :)
Ooo… chyba trzeba przeczytac :) probuje znalezc ta rownowage w zyciu ale jakos ciezko sie przestawic z trybu „zrobie wszystko wypije 15 kaw i moge robic 10 rzeczy na raz” na spokjna realizacje jednego projektu i cieszenia soe zyciem bez idealnego porzadku w domu :)
Najlepiej małymi krokami chyba :)
It’s a relief to find soomene who can explain things so well
Podoba mi się nowe podejście slow life. Umożliwia nam zatrzymanie się w całym pędzie życia, wybrać to, co naprawdę kochamy i sprawia nam radość. ;)
Pozdrawiam ;)
Czasami jak Cię czytam, to mam wrażenie, że jesteś moją zaginioną bliźniaczką ;) a potem przypominam sobie ile mam lat i stwierdzam, że to jednak niemożliwe ;)
<3 <3 <3
Cześć, Agato :)
Czytałam post wcześniej, ale wróciłam tu, bo wydałaś mi się odpowiednią osobą i współgra mi to z piciem kawy w ładnym kubku… ;)
Zadaję Ci pytanie, które jednocześnie może pomóc mi w kilku aspektach:
– leczenie się z zaburzeń odżywiania,
– podążanie ścieżką jogi, wyciszenia, ograniczania konsumpcjonizmu,
– radość z chwili, życie „tu i teraz” i oczywiście slow life.
Czy masz sposoby na upiększenie swoich posiłków? Celebrowanie, przygotowanie się do nich? Oczywiście można kupować różne zastawy, ale stop, znów to nabywanie przedmiotów ;) Oczywiście samo danie może pięknie wyglądać. Ale może masz w zanadrzu jakieś dodatkowe sposoby. Chodzi głównie o obiad, bo z nim borykam się najbardziej, popadając w niezdrową kontynuację jedzenia poza talerzem. Świece? Serwetki?..
Wybacz mi obszerną wiadomość. :) To spontaniczne poszukiwanie prostych, genialnych pomysłów na uszczęśliwienie siebie. Pozdrawiam!
Cześć:)
Jeśli chodzi o obiady to nie mam w zanadrzu specjalnych sztuczek. Wydaje mi się, że istotne jest właśnie to jak wygląda samo jedzenie – zawsze warto mieć w zanadrzu jakąś bazylię, kolendrę albo pestki dyni do ozdobienia zupy czy sałatki. Szczerze mówiąc większą wagę przywiązuję do śniadania – mam właśnie swoje ulubione filiżanki ( choć nie dla wszystkich będą „ładne” – jedna już jest solidnie wyszczerbiona), uwielbiam pić dobrą kawę i poświęcić chwilę na przygotowanie czegoś dobrego do jedzenia i poczytanie w spokoju. Wtedy czuję się jak królowa życia :D To chyba indywidualne i każdemu sprawi radość co innego. Testuj i sprawdź co dla Ciebie jest istotne. Bo może się okazać, że to nie estetyka, a np samodzielne sprawdzanie nowych przepisów sprawia Ci największą frajdę :) Myślę, też że warto sobie wyrobić jakiś dobry nawyk/rytuał związany z posiłkiem, na którym Ci zależy. Ja np staram się jeść zdrowe śniadania, w przypadku obiadu może to być zawsze jakaś super sałatka – dzięki temu poczujesz, że zrobiłaś właśnie dla siebie coś dobrego.
Agato,
dziękuję za odpowiedź! Nie szkodziło zapytać, ale inspiracje pojawiają się czasem znikąd :) Tak jak mówisz, każdy może mieć swoje własne rytuały, a z drugiej strony pozwalać sobie czasem na ich przełamywanie i dawanie sobie szansy na coś nowego.
Twoje słowa o życiu za krótkim na picie kawy w brzydkim kubku wracają do mnie, bo rzeczywiście… po cóż nam to wszystko?.. Niech życie będzie szczęśliwe, piękne.
Wzniośle brzmię, haha, ale od kilku miesięcy przeżywam coś fantastycznego i po prostu nie mieści mi się w głowie, jak często ludzie te swoje życia ot tak przeżywają… byle do 16:00, byle do piątku, byle do wakacji…
Uśmiechu! Pozdrawiam
Przypadkiem trafiłem na Twojego bloga. Jako 27 latek doszedłem właśnie do podobnych wniosków. Trzeba czerpać radość z życia, z tego co mamy. Dałem się wciągnąć w wyścig szczurów i materializm w najczystszej formie. Mam dużo, chcę więcej, więcej, więcej. Nie to ma wartość w życiu. Chcę cieszyć się z tego, że mam bliskich, moi rodzice żyją itp. itd.
Bardzo fajny wpis. Chyba też muszę się zacząć stosować do tego co tu napisano :)