Poranek. Parzy się kawa. W domu cisza. Otwieram okno, biorę głęboki wdech i robię swobodny wydech. Powoli i w spokoju mogę zająć się swoimi sprawami. Nikt mi nie przeszkadza.
Kiedyś chciałam być wszędzie. Utrzymywać kontakt ze wszystkimi. Ponieważ od urodzenia mieszkam w Warszawie, mam tu mnóstwo znajomych z każdego etapu życia. Kawy, spacery, imprezy. Kiedy się spotkamy, Agata, co robisz, wbijaj, sen jest dla słabych, dopiero 22:00, no chodź.
Myślałam, że jestem szalenie towarzyska, że wśród ludzi odpoczywam. Kultura wysyła jasny przekaz – ekstrawertycy są cool. Tylko dlaczego tak często czułam sie wyczerpana i marzyłam o tygodniu spędzonym w domu bez żadnego towarzystwa? Wiele lat zajęło mi odkrycie w jakich warunkach się relaksuję. Ile czasu potrzebuję spędzić w swojej świątyni samotności, żeby czuć się szczęśliwą.
Bliżej mi do introwertyka niż ekstrawertyka, a dużo bodźców mnie przytłacza. Jako dziecko intuicyjnie potrafiłam równoważyć bycie w towarzystwie i potrzebę odpoczynku od wrażeń. Jak większość dzieci lat 90, wolny czas lubiłam spędzać na dworze. Jednak równie często siedziałam z nosem w książkach w swoim pokoju lub bibliotece. Kiedy zaś hałas na świetlicy doprowadzał mnie do szału, ściemniałam nauczycielce, że idę do toalety i szłam piętro wyżej, gdzie po południu było całkowicie ciemno i cicho. Uwielbiałam te chwile.
Bardzo długo czułam się urażona, kiedy ktoś mówił o mnie, że jestem spokojna. Nie chciałam być spokojna. Chciałam być fajna. Fajna osoba ma mnóstwo znajomych, z którymi przeżywa super przygody. Dom traktuje jak sypialnię, bywa na wszelkich interesujących wydarzeniach. Niech ciągle coś się dzieje, niech ładni ludzi w ładnych ubraniach przewijają się wokół, a muzyka gra. Chyba naoglądałam się za dużo Gossip Girl.
Ba, za młodu nawet joga wydawała mi się zajęciem dla nudziarzy. Na szczęście z wiekiem i doświadczeniem wiele rzeczy się zmienia. Przestałam postrzegać spokój i samotność jako coś negatywnego. Chociaż uwielbiam spędzać czas z bliskimi ludźmi i kocham prowadzić zajęcia, to potrzebuję też sporo czasu być sama. Wtedy wypoczywam i ładuję baterie.
Czasem nie znamy swoich potrzeb. Zagłuszamy wewnętrzny głos. Wydaje nam się, że im więcej zdarzeń i ludzi, tym lepiej. Część osób naprawdę to uwielbia, części wydaje się, że nie mają wyjścia, bo coś ich ominie. Niektórzy boją się być sami. Wtedy muszą skonfrontować się z własnymi myślami, a to może prowadzić do sytuacji nieprzewidzianych.
Tymczasem naprawdę warto. Można pójść we własnym towarzystwie na spacer. Do kina. Na kawę. Nie rozmawiać wtedy przez telefon, nie udawać, że się na kogoś czeka. Rozłożyć matę do jogi. Zrobić Powitania Słońca, wsłuchać się we własny oddech. Jak się czujesz? Coś cię boli? Czujesz zmęczenie? Senność? A może rozpiera cię energia? Kiedy ostatnio zadałeś sobie te pytania? Może kolejną kawę na mieście albo widok pijanych ludzi na głośnej imprezie warto zamienić na wieczór z książką i herbatą?
Joga jest tutaj szczególnie przydatna. Żeby praktykować potrzebujemy pewnej dawki koncentracji i obserwacji. Na macie zmagamy się zarówno z opornym ciałem, jak i trudnymi myślami. Czasem musimy przemawiać do własnego rozsądku. Na przykład, że na tę asanę jeszcze nie czas. Innym razem, że wyjście z zajęć w połowie, to nie najlepszy pomysł. Na końcu praktyki kładziemy się, aby odpocząć w savasanie. To bardzo ciekawa pozycja. Jej celem jest głęboka relaksacja, rozluźnienie zmęczonych mięśni oraz opanowanie rozbieganych myśli. Tymczasem niektóre osoby nie są w stanie spokojnie poleżeć w ciszy przez pięć minut. Wiercą się, zagadują, żartują. Dopiero po kilku albo nawet kilkunastu zajęciach umieją spędzić ten króciutki czas ze sobą.
Trzeba znaleźć własny sposób na wewnętrzny dialog. Dla wielu osób doskonałym sposobem na odcięcie się i wyciszenie jest bieganie. Zazdroszczę. Ja zamiast medytacyjnego flow doświadczam niepokoju, że oto nadchodzi koniec. Może jeszcze wszystko przede mną. Chyba, że temperatura w Polsce już zawsze będzie wynosiła 12 stopni.
Ale żarty na bok, bo notka musi powoli dobiegać końca! Nie liczy się czynność, którą wykonujemy. Ważne żebyśmy nie musieli w jej trakcie wchodzić w interakcje z innymi przedstawicielami naszego gatunku. I pamiętajcie drodzy odludkowie – wszystko z wami w porządku. To, że bardzo lubimy towarzystwo nie oznacza, że nie potrzebujemy od niego czasem odpocząć. Szanujcie swoją intuicję w tej kwestii.
*
chciałabym wiedzieć
czemu samotność to zły stan
tak mi mówią
nie siedź w domu
nie wolno
niebezpieczne
co ty tam robisz
sama
tyle godzin
sama
a ja przesuwam palcami po słowach
znikam w świata połświatkach
wszechświatach
łowię ćwierćmyśli
tego w towarzystwie
robić nie wypada
Bardzo trafne spostrzeżenia, po prostu niektórzy tak mają, że lubią spokój i czas na wsłuchanie się we własne myśli (m.in. Ja), za to inni nie mogą przeżyć jeśli co weekend nie wylądują na jakiejś dyskotece pełnej odurzonych ludzi.
Od jakiegoś czasu śledzę Twoje wpisy i mam coraz większą chęć zapisania się na jogę, chociaż planuję to już któryś rok. Ale coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu , że to coś dla mnie
( pomimo, że nie byłam na żadnych zajęciach)
Taaak, spróbuj jogi :)
Ekstrawertycy są promowani i przedstawiani jako cool, bo po prostu więcej konsumują – jak ktoś spedza pół życia w lokalach, to siłą rzeczy zostawia tam pieniądze. A taki introwertyk co skonsumuje, jak tylko siedzi i czyta? Najwyżej prąd w domu :) Podrawiam introwertyków.
Słuszna uwaga! Choć w dobie treści online oraz zakupów online coraz więcej można konsumować nie ruszając się z domu, nadchodzi intro epoka ;)
Lubię być sama… Być z ludźmi też lubię, tyle że już nie tak jak kiedyś – im więcej, częściej, szybciej, mocniej, tym lepiej. Bo wcale nie jest lepiej.
Ostatnie dwa lata spędziłam głównie w towarzystwie własnym i swojego partnera i teraz wychodzenie do ludzi ponownie sprawia mi ogromną przyjemność. Ale już zupełnie inaczej do tego podchodzę. Nie da się poznać świata, drugiego człowieka, nie poznając najpierw siebie.
Prawda! Podejrzewam,że potrzeba spędzania czasu z innymi ludźmi zmienia się w ciągu życia kilka razy.
Super czyta się taki artykuł. Widać, że jesteś osobą, która akceptuje swój indywidualizm i miłość do wolności. Trudne to, ale jak widać, możliwe. Pozdro!!
Dzięki! Jest teraz taki modny nadruk na zeszytach i koszulkach: wild & free ;)
O, jakbym o sobie czytała! mam to samo poczucie, opinię „spokojnej”, niekoniecznie towarzyskiej, nie takiej imprezowej, która czasem się wyłamuje z imprez…. A ja wolę odpocząć z książką w ręku, w ciszy, po całym dniu pracy. Fajnie, że to napisałaś :)
Piąteczka! Jak już się znajdzie własny rytm i potrzeby – wszystko idzie z górki.
Ja miałam inne dzieciństwo. Mieszkałam w małej miejscowości, w której nie było dzieci w moim wieku i w sumie byłam skazana tylko na własne towarzystwo. Z biegiem lat stawałam się starsza, a znajomi byli jedynie w szkole. Jazda autobusem do miasta, który kursował co kilka godzin skutecznie odwodziła mnie od spotkań z rówieśnikami. O brak znajomych obwiniałam rodziców, którzy przeprowadzili się do „TEJ DZIURY”.
Nadszedł czas studiów mnóstwo ludzi z każdej strony, a w tym ja-ciekawa świata, ale zagubiona, pragnąca wrażeń, ale wystraszona. Przez (już) 8 lat miałam kilka koleżanek, które pojawiały się i znikały, a ja doszłam do wniosku, że poza moim chłopakiem nie potrzebuję tak na prawdę nikogo więcej.
Zdecydowanie jestem samotnikiem i introwertykiem. Wielokrotnie miałam do siebie wręcz pretensję, że nie lubię imprez, piwa, głośnych koncertów, że trudno nawiązuję znajomości. Czasami przychodzi taki dzień, że chciałabym się umówić z kumpelą na zakupy, kawę i wielokrotnie przeżywałam wtedy to, że nie mam do kogo zadzwonić.
Aktualnie nie mam takiego problemu. Może joga miała w tym duży udział, zwariowałam na jej punkcie.
Savasana to dla mnie chyba najtrudniejsza pozycja. Sprowadza się do tego, że leżę cicho. Jest mi za każdym razem niewygodnie, cały czas coś mi dokucza, myśli się plączą, a jeżeli praktyka była wyjątkowo wyczerpująca to bardziej zasypiam, niż się relaksuję.
Myślę, że z wiekiem i doświadczeniem coraz lepiej się siebie poznaje, mniej ulega się kulturowym wzorcom i akceptuje to co jest. A joga na pewno się do tego przydaje! Z savasaną bywa różnie. Może spróbuj na razie nie mieć żadnych oczekiwań wobec tej pozycji, po prostu bądź i obserwuj co się dzieje. Zaśniesz – ok, będziesz się wiercić – ok, zrelaksujesz się – też ok.
miałam bardzo podobnie – przez wiele lat trudno było mi zaakceptować to, że nie jestem wszędobylskim ekstrawertykiem i że często towarzystwo innych osób zwyczajnie mnie męczy. teraz raczej to doceniam – łatwiej jest mi pracować w domu, bo robię to efektywniej i nic nie wysysa ze mnie energii. a sposobów na pobycie trochę ze sobą mam bardzo dużo, jednym z nich jest codzienne rozciąganie przed snem – przyjemne z pożytecznym!
Kurde, a ja tak lubię posiedzieć w ciszy, bez czyjegoś gadania za uchem. Jestem domatorką, w domu odpoczywam najlepiej. Ostatnio też zauważyłam, że uspokajam się uprawiając sport (dziwne ;)) i spędzając czas na świeżym powietrzu (dlatego za chwilę wsiadam na rower i jadę popatrzeć na moje góry). Natura i zieleń dobrze na mnie wpływają, lubię po prostu siedzieć i na to patrzeć. Tak mam i to jest fajne :)
Tak bardzo widzę w tym siebie! Czasem wciąż trudno mi pogodzić się z presją otoczenia, ciężko jest być studentem, który stroni od imprez i zdecydowanie bardziej woli inny rodzaj spędzania wolnego czasu. Ale nawet te chwilowe wyrzuty wobec siebie samej są o niebo lepsze niż zmuszanie się do czegoś, na co zupełnie nie mam ochoty.
A joga pomaga, bardzo. W akceptacji i docenieniu tego introwertyzmu, w przekształcaniu go w zaletę.
PS. Piękny wiersz!
heheh ja damer kan være noe spislele du på bzzzz området :) morsomt bilde Anne :)Jeg håper jeg nå får noen slakke dager og kose meg med å beøke bla din blogg :)Mette
Fajny post :-) Uwielbiam spędzać czas tylko ze sobą ;-) W swoim myśleniu przeszłam podobna drogę do Twojej.
A joga to właśnie taki mój czas dla mnie.
Choć nie wiem czy jestem introwertykiem, to czasem specjalnie siebie tak określam. Pamiętam nawet jak na początku znajomości potrafiłam napisać chłopakowi, że jednak do niego nie przyjdę, bo potrzebuję posiedzieć sama w domu przed piekarnikiem. W samotności. Czasem za to mam okresy że wciąż potrzebuję kontaktu z ludźmi niemal non stop. Chyba najlepiej właśnie zdać się na taką intuicję i nie szufladkować tego aspektu a kierować się aktualnymi potrzebami :)
Chyba też dochodzę do tego momentu w życiu, że lubię być sama, doceniam te chwilę, spokój i możliwość złapania oddechu. Potrzebuje ludzi i bardzo lubię spędzać z nimi czas, ale bycie ze sobą staje się ważniejsze:)
Fajniutki masz ten strój ;) Bardzo podobają mi się te twoje leginsy – są bardzo stylowe :) Ostatnio nawet od męża dostałam podobne z bardzo ciekawym nadrukiem. Pozdrawiam ;)
AKAIK yo’vue got the answer in one!
Thank you for your vigilance in reporting this important story. I fully support Bill in his stand against Planned Parenthood and especially against them infiltrating our schools. His courageous and steadfast defense of our children is marvelous. It’s dihraestening that to many, men like him are seen as the enemy- instead of what they really are- heroes! Many of us are praying for Bill and his wife and family. May God bless them.