Budzę się o 6.30. Pieje kogut, ćwierka ptaszyna, trzeba wstawać. O 7 rozpoczynamy medytację i praktykę. Owijam się w ciepły szal i trochę nieprzytomna schodzę na dół. Po 2 godzinach czuję się wspaniale, oddech i asany przynoszą spokój. Czas na śniadanie. Sałatka owocowa: banany, mango, papaja, winogrona. Herbata imbirowa. O 10 filozofia, potem metodyka nauczania, lunch, anatomia jogi i praktyka pod kątem nauczania. Czasem znów medytacja. Około 18 jesteśmy wolni. W sobotę zajęcia są do 13.
Minęły 3 tygodnie kursu z Trimurti Yoga. Zdążyłam się przyzwyczaić do siedzenia na podłodze przez większość dnia i do zmiennej pogody (upał, zimno, deszcz, burza, brak prądu przez 3 dni, słońce). Mam tu świetnych nauczycieli. Jest Karo – szalona dusza, która dzięki swojej teatralnej i muzycznej przeszłości prowadzi bardzo ciekawe zajęcia. Stworzyła też wspaniałą metodykę nauczania. Każdy może ćwiczyć jogę, nieważne jakie ma możliwości fizyczne. Zadaniem nauczyciela jest dostosowanie asan do specyfiki ucznia. „Perfekcyjne asany” nie istnieją, każdy z nas jest inny. Dzięki temu podejściu możemy rozpocząć bardzo efektywną pracę z ciałem. Pomóc w bólach wynikających z siedzącego trybu życia, rozciągnąć i wzmocnić odpowiednie partie, zrelaksować umysł.
Są tu też Raghav i Yogesh, zawsze spokojni i radośni indyjscy nauczyciele, którzy próbują przekazać nam tradycyjną wiedzę. Od nich dowiedziałam się mnóstwo o filozofii jogi. Dlaczego asany czyli ćwiczenia fizyczne to tylko część wielkiego systemu, który pomaga ludziom osiągnąć szczęście. Na zajęciach Jayo – eks tancerza – oprócz praktyki, nauczyliśmy się kilku bardzo ciekawych technik medytacyjnych ( np. dance meditation ). Cieszę się, że mogłam poznać przeróżne style jogi. Dynamiczne, twórcze, zaskakujące, spokojne, medytacyjne, z ustaloną kolejnością asan.
Nie zawsze jest łatwo. Czasem się zastanawiam, co ja tutaj robię i skąd się tutaj wzięłam. Zwłaszcza gdy nie ma prądu i w zimnie oraz deszczu muszę chodzić stromymi i wąskimi ścieżkami. Gdy trzeba iść po ciemku do toalety i z latarką w zębach sprawdzać, czy nie towarzyszy mi kolega pająk.
Ten kurs dał mi o wiele więcej niż tylko wiedzę o tym, jak poprawnie robi się skłon albo mostek. Przez to, że jestem daleko od domu, a zajęcia są dzień po dniu, mogę całkowicie zanurzyć się w nowych doświadczeniach. Uczę się u źródła, wszystkich książkowych teorii mogę dotknąć w prawdziwym życiu. Poznać nauczycieli, którzy naprawdę żyją jogą i daje im to spokój i szczęście.
A przede wszystkim Indie. Kolorowe, pachnące mieszanką przypraw, kadzideł i ścieków, pełne kontrastów i paradoksów. Ludzie, którzy potrafią patrzeć w przestrzeń bez ruchu przez godzinę, a za chwilę wsiąść do samochodu i zmierzyć się z górskimi przepaściami brawurową jazdą. Wąskie uliczki, na których znajduje się miejsce dla drobnych handlarzy, krów, śpiących psów, szalonych rikszy i żebrzących dzieci.
Z chęcią napisałabym coś jeszcze, ale mój laptop oznajmia, że potrzebuje odpoczynku. Już w następnym odcinku kolejne przemyślenia mojej przeżywającej metamorfozę głowy :)
Relacje zdawaj na bieżąco ;) Czekamy :D
Agatka jestes niesamowita! Śledzę i trzymam kciuki! :)
pdp bigosik :)
Dziękuję!!! :)
niby nie boję się pająków, ale ten aż mam ciarki…
Agata, niesamowite!
widzę, że podążam podobna ścieżką co TY! Też zastanawiałam się nad kursem u Karoliny w Rishikesh, może na jesień wyjdzie. Na razie czekam na kurs z Basie Lipską, która przyjeżdża już za miesiąc do Wrocławia:)
dodaje bloga do ulubionych!
Hej Kasia, czytam Twojego bloga :D Kursy u Karoliny są świetne, bardzo, bardzo polecam! Gdyby nie to szkolenie, nie miałabym tak szerokiego spojrzenia na jogę.
Pingback: Podróż do Indii – flashback | Poczuj się lepiej